wtorek, 26 lutego 2013

Epilog



Miesiąc później, dokładnie 8 sierpnia urodziłam przedwcześnie ślicznego chłopczyka. Razem z Theo nadaliśmy mu imię Jakub Alex Walcott. Theo był strasznie tym podekscytowany. Wiadomo… Jako to dumny tata. Jak to się stało, że urodziłam przedwcześnie? A no właśnie pokłóciłam się z Theo o głupotę. Dosłownie o głupotę, bo jak można nazwać kłótnię o porozrzucane męskie skarpetki po pokoju czymś poważnym. No ale stało się. Bardzo się na Theo zdenerwowałam i złapały mnie silne skurczę. I w taki oto sposób urodziłam cudownego chłopczyka. Kilka dni później, wróciliśmy do domu.

- No i w końcu jesteśmy w domku – uśmiechnęłam się do malucha na moich rękach – Tu będziesz mieszkać. – weszłam  do salonu i usiadłam na kanapie cały czas przyciskając do swojej piersi malucha

Po chwili położyłam małego na kolanach i zaczęłam się mu przyglądać. Przyglądałam się mu i uśmiechałam się. Nie wierzyłam, że coś może być tak małego i tak słodkiego. Bałam się cokolwiek zrobić. Bałam się, że mogę wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę, bo jest taki delikatny, taki malutki, taki kruchutki. Po kilku chwilach dołączyć do mnie Theo. Usiadł obok mnie i objął swoich ramieniem.

- Zrobiliśmy piękne dziecko – powiedział uśmiechając się do małego
- Tak. Nasza i tylko nasza zasługa. W końcu ma piękne geny…. Tatuś przystojniak…
- Mama najpiękniejsza kobieta na świecie – dokończyła za mnie
- Już nie przesadzaj. Az tak piękna nie jestem… - zaczerwieniłam się na twarzy
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza na świecie – dał mi całusa w usta a ja zaczerwieniłam się jeszcze bardziej – Chłopaki mówili, że wpadną dziś.
- Nie, nie, nie… Jestem zmęczona. Dopiero co wróciłam ze szpitala po długim porodzie. Nie mam siły przyjmować tą rozwydrzoną bandę dużych dzieci. Jeszcze Jakub się przestraszy.
- Lena, daj spokój… Oni chcą go zobaczyć. Obiecuje, że będą grzeczni…. – zrobił oczka szczeniaczka
- I co ja mam z tobą zrobić…? – pokręciłam głową – No dobrze… Niech będzie. Ale mają się zachowywać grzecznie, bo jak nie to nie chcesz wiedzieć co ci zrobię… - zagroziłam mu
- Tak jest, panie kapitanie – zasalutował
- A muszą koniecznie przychodzić dziś? Nie mogą jutro? – spojrzałam na niego błagalnie – Jestem zmęczona…
- Ale ja już powiedziałem im, że mogą wpaść – lekko się skulił
- Świetnie! Zrobiłeś to wiedząc, że mogę się nie zgodzić… - pokręciłam głową – Musisz uważać Walcott, bo jeszcze za ciebie nie wyjdę!
- Wyjdziesz, wyjdziesz… W końcu przyjęłaś oświadczyny i jesteśmy zaręczeni… - uśmiechnął się do mnie
- Zawsze mogę je zerwać – pokazałam mu język a Theo spoważniał – Żartuję przecież! – dałam mu całusa
- Chciałaś zafundować mi zawał? – odetchnął z ulgą
- Nie, ale chciałam cię lekko zdenerwować… - pocałowałam go w usta – W takim razie trzeba teraz zrobić zakupy…
- No to ja je zrobię a ty posiedź z małym…

Dałam Theo instrukcje co trzeba kupić i pojechał. Zostałam więc sama z Kubą. Zaniosłam więc go do jego nowego pokoju i położyłam w jego nowym łóżeczku, ale zaczął płakać. Ponowie wzięłam go na ręce i usiadłam z nim w fotelu bujanym. Był bardzo niespokojny a ja nie wiedziałam co mam zrobić.

Po godzinie wrócił Theo. Przez ten czas mały zdążył zasnąć, więc zostawiliśmy go w jego pokoiku i udaliśmy się do kuchni by rozpakować zakupy, które zrobił Theo. Nie minęło 3h i zjawili się nasi goście. Oczywiście zrobiło się głośno więc musiałam wszystkich uciszyć, bo mały spał. Wszyscy chcieli go zobaczyć, ale nie pozwoliłam im wejść do Kuby pokoju. Powiedziałam, że jak się obudzi to go przyniosę. Niestety przez wielką gapowatość Alexa, mały się obudził. Alex niechcący strącił ze stołu szklany, ciężki wazon, więc po całym mieszkaniu rozniósł się niesamowicie głośny huk. Byłam na niego totalnie wściekła. Poszłam więc do pokoju i uspokoiłam małego, by po chwili go przynieść i pokazać chłopakom. Nastało wielkie poruszenie. Każdy chciał go zobaczyć i dotknąć…

- Wykapany tatuś – powiedział Aaron – Nie wyprzesz się, że to nie twoje
- A kto powiedział, że będę się wypierać – stanął obok mnie i dał całusa maluchowi w czółko, a ja zaśmiałam się
- Jaki mały… - powiedział ze zdziwieniem Carl
- A co ty małych dzieci nie widziałeś? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem
- No ale on jest taki malutki… - powiedział ponownie Carl
- Bo się urodził przedwcześnie… - wtrącił Theo
- A wszystko z nim w porządku?? – spytał Jack
- Tak, dostał 8 punktów, więc nie jest źle. – odpowiedziałam chłopakowi
- Lena… - zaczął powoli Jack – Możemy pogadać? – spytał
- Jasne… Poczekaj moment… Theo? – podeszłam do niego
- Tak skarbie? – spytał
- Potrzymał Kubę, Jack chce pogadać… - podałam mu malucha – Tylko błagam, uważaj!
- Dobrze… - uśmiechnął się i przytulił małego
[…]
- O czym chcesz pogadać? – oddaliliśmy się od reszty
- Mam dla ciebie i dla reszty nowinę, ale chciałem abyś się pierwsza dowiedziała..
- Zatem słucham… - uśmiechnęłam się do chłopaka i czekałam aż coś powie
- Chciałem abyś się o tym pierwsza dowiedziała… - zaczął powoli
- Coś się stało? – spoważniałam
- Nie… Ale chciałem abyś pierwsza o tym wiedziała… - zrobiłam pytająca minę – Sophie jest w ciąży… - prawie szepnął
- Naprawdę??!! – spytałam głośno ucieszona – Jack, tak się cieszę! – rzuciłam się chłopakowi na szyję
- Lena… Ciii… - syknął
- Gratuluję! Widzę, że nie próżnowałeś…. – powiedziałam ucieszona
- Czego mu gratulujesz? – spytał zaciekawiony Aaron
- Nie wiem czy…. – spojrzałam pytająco na Jacka ale ten udzielił mi pozwolenia – Nasza Arsenalowa rodzina powiększy się o kolejnego członka – spojrzałam na Jacka
- Nie gadaj! – powiedział zdziwiony Aaron
- Tak jakoś wyszło… - powiedział z uśmiechem na ustach Jack
- Nie zła robota Wilshere – powiedział Wojtek a ten się zaczerwienił na twarzy
- No już dobrze… Nie podjeżdżajcie do niego – powiedziałam – Trzeba się cieszyć.
- Pewnie, że trzeba się cieszyć. – powiedział Theo
- No to szykuje się nam potrójne wesele… - zaśmiał się Aaron
- Potrójne?? – spojrzałam na niego pytająco
- No… Ty i Theo, Jack i Sophie, Łukasz i Ania… - zaczął wymieniać
- Ja i Theo postanowiliśmy, że nie będziemy brać ślubu kościelnego na razie… Zapisaliśmy się i to nam wystarczy. Nie potrzebna nam święcona obrączka by być razem. – uśmiechnęłam się do Theo i ścisnęłam jego rękę – Wystarczy, że się kochamy i ufamy sobie nawzajem. 

__________________
Ogłoszenia Parafialne:

Dziękuję za to, że byliście ze mną przez 2 miesiące. Cieszę się, że wytrwaliście ze mną. Wiele znaczyła dla mnie każda wasza opinia i chcę jeszcze raz podziękować za to.  Dziękuję!

13RWILY i TL: Jeśli chodzi o te opowiadania to nie mam zielonego pojęcia czy je zacznę. Nie podobają się wam "prologi" więc chyba nie ma sensu pisania tego. Zapewne dla siebie je napiszę, bo pisanie odstresowuje mnie. Ale czy to opublikuje to już nie wiem. 

Jeśli chodzi o ALAS, to na to opowiadanie muszę mieć czas by pisać. Tam występuje mój ukochany Bambi i kompozycja musi być przemyślana. 

Dziękuję za uwagę!

xoxo N. 

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 11|XI



Zobaczyłem ją. Nic się nie zmieniła. Była jeszcze piękniejsza. Widząc ją moje oczy i serce się rozweseliły, ale Lena stała przede mną blada a w jej oczach widziałem przerażenie. Stanęła na ostatnim schodku i szepnęła cicho moje imię. Chwilę później osunęła się na ziemię. Podbiegłem do niej i wziąłem ją w ramiona…

- Tamara! - krzyknąłem do jedynej osoby, która znała angielski - Dzwoń po karetkę!
- Już! – odpowiedziała po czym wzięła telefon i wykręciła numer alarmowy
- Boże! Lena! – odgarnąłem jej włosy z bladego policzka – Nie teraz! Nie chce cie stracić po raz kolejny… - dałem jej całusa w czoło
- Theo, pomoc już jedzie – podeszła do nas mama Leny – Boże! Moje kochane dziecko!

Matka Leny dosłownie płakała widząc swoją córkę nie przytomną. Ja zresztą też. Nie wiedziałem co się dzieje, ale próbowałem zachować spokój. Po kilku minutach przyjechała karetka i zabrali ją.  Lekarz internista powiedział, że tylko zemdlała, ale i tak bałem się o nią jak cholera, w końcu nie była sama. Pod sercem nosiła małą istotkę.

Na to wszystko wszedł ojciec Leny, który był zszokowany nie tylko widokiem karetki na podwórku ale był też ostro zdenerwowany moim widokiem. Wiem, że nie za bardzo mnie lubi, ale co ja mogę na to poradzić. W końcu to ojciec Leny i chcę ją chronić. Zwłaszcza przed takimi ludźmi jak ja. Ja zapewne swojej córce też bym zabronił spotykać się z piłkarzem.

Razem z Leną udałem się do szpitala. Zaraz za nami podążyli rodzice Leny. Lena została zabrana przez lekarza na salę na którą mi zabroniono wejść.  Po kilku minutach dołączyli do mnie rodzice Leny.

- Co z nią? – spytała mama Leny
- Nic nie wiem. Zabrali ją i nie pozwolili wejść na salę… - oparłem się o ścianę
- I bardzo dobrze, że cie nie wpuścili! Też bym cię nie wpuścił! – powiedział gardzącym  głosem ojciec Leny
- Rozumiem, że Pan mnie nie lubi, ale tu chodzi o Lenę i nasze dziecko. – powiedziałem spokojnie – Mógłby Pan dać na wstrzymanie… - byłem zdenerwowany i bałem się, że mogę coś palnąć
- Słucham? – powiedział zdziwiony ojciec Leny – To twoje dziecko?
- Tak, jestem ojcem – powiedziałem pewny siebie – I wezmę całkowitą odpowiedzialność za dziecko.
- Ja myślę, że weźmiesz… bo jak nie to… Nie chcesz wiedzieć co mogę ci zrobić… - zaśmiał się z pogardą – Ale wiedz jedno… Jeśli Lena nie zechcę być z tobą to zadbam oto abyś nie zobaczył swojego potomka – odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku gabinetu lekarskiego a mi stanęło na chwile serce po tym co powiedział
- Nie martw się – na moim ramieniu spoczęła dłoń mamy Leny – On tylko tak mówi. Zobaczysz, zmięknie – uśmiechnęła się do mnie
- Mam nadzieję, bo ja kocham Lenę. – odwzajemniłem uśmiech

***

Zaczęłam otwierać powoli oczy. Myślałam, że to był tylko sen i  że jak się obudzę to wszystko będzie tak jak dawniej. Bynajmniej takie jak było przed kilkunastoma godzinami. Otworzyłam oczy i czułam jak jasne światło razie mnie w nie. Chciałam zasłonić się ręką ale nie mogłam, bo ktoś trzymał moją dłoń w uścisku. Przechyliłam głowę lekko w bok i ujrzałam znajome mi rysy twarzy. Był to Theo i spał na siedząco w fotelu. Wystraszyłam się i automatycznie zabrałam swoją dłoń. Myślałam, że to był sen, jak go widziałam u siebie w domu. Ale jednak nie. Kiedy zabrałam rękę, obudził się. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, że jestem w szpitalu. Theo uśmiechnął się do mnie i ponownie chwycił moją rękę, głaskając ją czule.

- Lena tak się cieszę się, że się już obudziłaś… - pocałował moją dłoń
- Theo? Co ty tu robisz? – spytałam lekko skołowana i przerażona
- Przyjechałem do ciebie jak tylko się dowiedziałem – spojrzał na mój brzuch i uśmiechnął się
- O Boże! Co z… - zaczęłam ale Theo wszedł mi w słowo
- Wszystko w porządku. Zemdlałaś… Wynik nadmiernego stresu lub reakcja na mój widok – zaśmiał się - Ale już wszystko jest w porządku. – chwilę później – Lena, dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego musiałem się dowiedzieć o tak ważnej dla mnie rzeczy od mojego przyjaciela…
- Miałam ci powiedzieć abyś później uciekł tak jak za pierwszym razem? – do oczu napłynęły mi łzy – Abyś znów mnie zostawił samą? – po policzku pociekła mi łza
- Lena… To nie tak… - otarł mi łzę z policzka
- A jak?! – wybuchłam – Wyszedłeś, nie było cie przez kilka dni. Co ja miałam sobie pomyśleć, co?
- Tak, to prawda. Wyszedłem wtedy, ale tylko i wyłącznie dlatego, że byłem w szoku. Nigdy nie dałaś mi tego wytłumaczyć, bo zawsze nasza rozmowa na ten temat kończyła się tak samo. Zaczynałaś się burzyć i uciekałaś…
- Dobrze więc, wytłumacz mi to teraz… - pociągnęłam nosem i dałam mu wolną rękę
- Wyszedłem wtedy bo byłem w szoku. Ale w pozytywnym szoku bo cieszyłem się. Spotkałem Alexa na ulicy i poszliśmy do baru upić się. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – usiadł obok mnie - Ale nie mogłem w takim stanie wrócić do domu, więc pojechałem do Alexa. Następnego dnia mieliśmy trening z reprezentacją Anglii, więc razem z Alex’em na wielkim kacu pojechaliśmy tam. Próbowałem się do ciebie dodzwonić i zostawiłem ci chyba z milion wiadomości, że mamy zgrupowanie. Ale chyba żadnej nie odsłuchałaś, bo kiedy wróciłem do domu, ciebie i twoich rzeczy już nie było. Przeraziłem się i zacząłem cie szukać, ale nikt nie chciał mi nic o tobie powiedzieć. Później dowiedziałem się, że poroniłaś. Byłem w szpitalu ale Łukasz mnie nie wpuścił, ciągle z Wojtkiem byli przy tobie. Zresztą jak wszyscy z Arsenalu. Tylko ja nie mogłem wejść. Później Łukasz powiedział mi a raczej przekazał mi list od ciebie i szczerze powiedziawszy to załamałem się. – słuchałam go ale nie wiem czy mu wierzyłam – Lena tak bardzo cie kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jesteś w ciąży. – dotknął mojego brzuszka – Wiem, że nigdy nie będzie między nami tak samo, ale chcę być obecny w życiu naszego dziecka…
- Theo… - w oczach miałam łzy – Zraniłeś mnie wtedy swoim samym wyjściem, bo nic nie powiedziałeś. Tylko stałeś jak jakiś posąg chwilę później się obróciłeś i wyszedłeś. Wiesz jak bardzo mnie to zraniło? Wyobrażasz sobie co ja wtedy mogłam pomyśleć? Serce mi pękło. – po moich policzkach pociekły łzy
- Lena tak bardzo cie przepraszam – przysunął się do mnie – Tak bardzo teraz tego żałuje. Błagam cie… - otarł mi łzy z policka – Wybacz mi… - w jego oczach widziałam ból
- Theo… Nie wiem… Sama nie wiem…. – spojrzałam w okno
- Błagam cie – wstał z łóżka i stanął na kolanach – Błagam cie Lena, wybacz mi…
- Wstań głupku – spojrzałam na niego z uśmiechem – Wybaczam ci!
- Naprawdę?! – na twarzy Theo zapanowała radość
- Tak naprawdę głuptasie – Theo usiadł przy mnie – Kocham cię! Nigdy nie przestałam cie kochać…
- Zostaniesz ponownie moją dziewczyną? – spytał nieśmiało
- Tak! Si! Yes! – powiedziałam a zaraz po tym Theo pocałował mnie namiętnie
- Tak bardzo cie kocham Lena! – ponownie mnie pocałował
- Ja ciebie też kocham głuptasie… - zrobiłam mu miejsce obok mnie by się położył i po chwili to zrobił – Brakowało mi ciebie? – oparłam głowę na jego torsie a Theo objął mnie ramieniem
- Mi ciebie też brakowało – pocałował mnie w czubek głowy – A wytłumaczysz mi tą akcje ze Szczęsnym?
- Nie byliśmy razem… Ja i Woj byliśmy w luźnym związku, ale z czasem przybrał on trochę poważniejszy ton… Ale to już nie ważne… - westchnęłam – Jak długo byłam nieprzytomna? – spytałam bo właśnie przypomniało mi się, że byłam nieprzytomna
- 2 dni… - odpowiedział – Twoja mama mówiła, że ostatnio bardzo źle się czułaś i  prawie nic nie jadłaś. Martwię się…
- Nie musisz… Nie każdy przechodzi ciąże spokojnie… - uśmiechnęłam się i zobaczyłam że w drzwiach stoją moi rodzice – Mamo, tato… - powiedziałam a Theo zerwał się i wstał z łóżka jak oparzony
- Państwo Petrov… - powiedział Theo – To ja sobie pójdę... – pocałował mnie w czoło
- Co? Nie! – powiedziałam dość głośno – Dlaczego masz sobie pójść? – Theo spojrzał na mojego ojca i już wiedziałam – Co mu zrobiłeś? – krzyknęłam – A raczej co mu powiedziałeś?!
- Ja? Nic takiego… - zaśmiał się i rzucił groźne spojrzenie Theo
- Nigdzie Theo nie pójdzie! – chwyciłam go za rękę i ścisnęłam mocno – Potrzebuje go teraz! – spojrzałam na Theo a on uśmiechnął się – Nie zamierzam go już wypuścić. Pogódź się z tym tato!
- Chyba będę musiał… - pokręcił głową
- Cieszę się, że nasz rodzina jest już w komplecie. – powiedziała mama z uśmiechem na ustach a do sali wszedł lekarz
- Już się pani obudziła? – podszedł do mnie i spojrzał na moją kartę – Widzę, że wszystko jest porządku. Nie ma co dłużej pani tutaj zatrzymywać. Wyniki badań są w normie, dziecku tez nic nie jest… Jedynie jest mały niedobór żelaza…
- Naprawdę mogę wyjść? – spytałam
- Tak. Nie widzę potrzeby aby pani tu dłużej była. Zresztą w domu będzie pani wygodniej. – powiedział – Przygotuje zaraz wypis. Tylko proszę się następnym razem tak nie denerwować i jeść przynajmniej 3 posiłki dziennie a nie będzie problemów.
- Dobrze… - posłałam mu serdeczny uśmiech – Dziękuję za opiekę
- Już ja o ciebie zadbam… - powiedział Theo

Jeszcze tego samego dnia wróciliśmy do domu. Theo nadmiernie przy mnie skakał i wkurzało mnie to trochę, bo przecież jestem tylko w ciąży. Siedzieliśmy wszyscy w salonie i panowała niezręczna cisza. Może gdyby nie to, że moi rodzicie znają angielski to z pewnością pogadała bym z Theo w jego ojczystym języku. Ale niestety… Mama wykładowca angielskiego na Uniwersytecie a ojciec przez kilka lat mieszkał w UK. Po kilkunastu niezręcznych minutach ciszy, chwyciłam dłoń Theo i pociągnęłam go za sobą na górę do mojego pokoju.

- No! Wreszcie sami! – powiedziałam zadowolona i położyłam się na łóżku a Theo przyglądał się mi uważnie – Zamierzasz do mnie dołączyć? – poklepałam wolne miejsce obok siebie
- Lena…- zajął wolne miejsce obok mnie – Chce się ciebie o coś spytać…
- Słucham cie uważnie – spojrzałam na niego z uśmiechem. Nie dało się ukryć, że cieszę się na powrót do Theo. Każda komórka mojego ciała cieszyła się.
- Wrócisz ze mną do Londynu? – spytał nie pewnie ale jego mina była bardzo poważna
- Nie wiem Theo… - zaczęłam bawić się rękawem swojej bluzki i starałam się unikać wzroku Theo – Wyjeżdżając z Londynu miałam nadzieję, że odetnę się od tego świata…
- Wiesz, że cie tu nie zostawię samej, prawda? – nagiął się do mnie i chwycił mój podbródek. Podciągnął go do góry i spojrzał mi w oczy – Teraz już nic mnie z tobą nie rozdzieli. Proszę cię wróć ze mną do Anglii. Obiecuje ci, że ty będzie tam dla mnie najważniejsza… Piłka zejdzie na dalszy plan, bo teraz ty będziesz moim oczkiem w głowie – uśmiechnął się i dał mi całusa w nos
- Nie Theo! Nie mogę ci pozbawić tego co najbardziej w życiu kochasz… - spojrzałam mu w oczy
- Nie pozbawisz, bo teraz ty jesteś dla mnie najważniejsza…
- Theo. Kochasz piłkę i nie chcę być tym powodem dla którego ją rzucisz. Wrócę z tobą pod jednym warunkiem…
- Jakim? – spytał
- Piłka to twoja pasja i życie. Będziesz kontynuować swoją pasję a ja jako kochająca dziewczyna będę czekać na swojego bohatera meczu w domu. Wtedy okażesz mi tyle miłości i będziesz dał radę po wyczerpującym treningu czy meczu… Może tak być? –uśmiechnęłam się
- Jesteś najlepsza na świecie, wiesz? – w jego oczach pojawiła się nieokiełznana radość
- Mam uznać to za tak? – spytałam
- Tak – powiedział bez zastanowienia – Kocham cię! Nawet nie wiesz jak bardzo cie kocham!
- Ja ciebie też kocham, mój ty mały głuptasku… - pocałowaliśmy się namiętnie

Resztę wieczory spędziliśmy leżąc i gadając. Theo opowiedział mi jak drużyna chłodno go traktowała kiedy się rozstaliśmy. I szczerze mówiąc byłam w szoku, bo nic o tym nie wiedziałam. Czułam że po powrocie do Londynu dostanie się komuś za to, i to pewnie nie jednej osobie. Następnego dnia, Theo pomógł mi spakować swoje rzeczy do walizki. W sumie dużo ich nie było, bo i tak przez ciąże musiałam zmienić swoją garderobę więc… Wszystko zmieściło się do jednej walizki. Tego samego dnia, wieczorem, pojechaliśmy na lotnisko. Theo upierał się żeby zostać jeszcze jeden dzień, ale już i tak długo tu był i zaraz Boss się do niego przyczepi, że długo go nie ma, choć sam mu zezwolił na urlop. Zresztą nie mogę też pozwolić na to, by z mojego powodu opuszczał występy ryzykując miejsce w pierwszym składzie Arsenalu a także w Kadrze Narodowej. Około godziny 22 byliśmy już w Londynie. Na lotnisku czekali na nas Łukasz z Anią. Zaczęli mnie ściskać z radości aż brakowało mi tchu.

- Mam ochotę cie Łukasz zabić! – powiedziałam w stronę Łukasza dość groźnym tonem
- Za co? – spytał lekko przerażony
- Ty już dobrze wiesz za co! – kiwnęłam głową na Theo, który właśnie rozmawiał z Anią kilka metrów dalej
- Miałem jakieś inne wyjście? – odparł szybko – Sama byś mu na pewno nie powiedziała.
- Masz rację. Sama bym mu nie powiedziała…
- Ale czego się czepiasz?! Dzięki mnie jesteście razem – uśmiechnął się
- Dziękuję Łukasz – uścisnęłam przyjaciela – Gdyby nie ty…
- No wiem… Gdyby nie ja… - zaśmiał się a ja sprzedałam mu cios w bok – Lena!
- Dziękuję – szepnęłam mu do ucha – Ale już się nie odzywaj…

Łukasz i Ania zawieźli nas do domu Theo i po kilkunastu minutach zostawili nas samych. Przeszłam się po jego mieszkaniu i zauważyłam, że całe mieszkanie za grosz się nie zmieniło. Wszystko było takie same jak zostawiłam je rok temu. Zaskoczył mnie tylko jeden pokój. Wcześniej ten pokój to było takie sanktuarium Theo. Trzymał tu swoje wszystkie koszulki, nagrody, książki. Ale kiedy weszłam do tego pokoju dosłownie wbiło mnie w ziemię. Wszystkie rzeczy Theo zniknęły. A w miejsce tego pojawił się dziecięcy pokój. Zaskoczyło mnie to, zaskoczyło i to bardzo. Pokoik był bardzo śliczny, przytulny. W barwach Arsenalu oczywiście. Weszłam do pokoiku i zauważyłam, że Theo o wszystko zadbał… Łóżeczko, szafki, fotel bujany, zabawki… Aż mi się ciepło na sercu zrobiło…

- Theo!!! – krzyknęłam, po chwili usłyszałam jak biegnie Theo i po kilku sekundach znalazł się przy mnie
- Już się bałem, że coś się stało – powiedział zdyszany a ja uśmiechnęłam się – Widzę, że zdążyłaś odkryć moją niespodziankę…
- Nie trudno było ją odkryć, ale rzeczywiście… To jest wielka niespodzianka. – dałam mu całusa w policzek – A gdzie się podziały twoje wszystkie rzeczy?
- W garażu… - wszedł do pokoju
- W garażu? Przecież ty kochasz te rzeczy… - podeszłam do niego i spojrzałam w jego smutne oczy – Jutro zrobimy im miejsce w salonie, dobrze?
- Ale w salonie nie ma miejsca… - powiedział
- Już ja wykombinuje na nie miejsce – musnęłam jego wargi – A ty przejedziesz się do sklepu i kupisz wiszącą półkę ścienną – uśmiechnęłam się
- Brakowało mi ciebie, twoich znakomitych pomysłów i ciebie! – w jego oczach pojawiła się iskierka radości – Jak ci się podoba pokój?
- Piękny! – rozejrzałam się po nim – Dobrze, że nie ubarwiłeś go na niebiesko jak dla chłopczyka, bo jeszcze nie wiem czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka – uśmiechnęłam się do chłopaka
- A ty myślisz dlaczego Arsenal i Arsenalowe barwy, co? To będzie chłopczyk – zaśmiał się i dotknął ręką mojego brzuszka
- Nie bądź tego taki pewien… Czuję, że to będzie dziewczynka – zaśmiałam się -  Ale dla dziewczynki pasują barwy czerwono białe…
- Nie, to będzie chłopczyk… Zobaczysz! – przysunął mnie bliżej siebie i objął dłońmi w pasie – I będzie tak samo utalentowanym piłkarzem jak tata… - pocałował mnie w usta
- Albo to będzie dziewczynka i będzie tak samo utalentowaną gimnastyczką jak jej mama… - po chwili oddałam pocałunek
- Robi się między nami przestrzeń – spojrzał na mój brzuch, który dotykał jego robiąc tym samym odstęp między nami
- Dzięki! Wiem że jestem gruba – odsunęłam się od Theo i zaciągnęłam sweter na brzuch
- Ej… Jesteś śliczna! I wcale nie jestem gruba… - uśmiechnęłam się do Theo – To tylko nasz słodki aniołek rośnie w tobie – ponownie przysunął mnie do siebie i spojrzał mi w oczy – Kocham cie taką jaka jesteś…
- Też cie kocham… - pocałowaliśmy się namiętnie

Jeszcze chwilę postaliśmy w pokoju naszego przyszłego potomka i poszliśmy do naszej sypialny. Ach ta nasza sypialnia. Ostatnim razem gdy tu spałam po kilku tygodniach dowiedziałam się, że jestem w ciąży. I jestem teraz bardzo szczęśliwa, bo mam u swojego boku mężczyznę który mnie kocha a ja kocham jego. Mam nadzieję, że zostanie tak już na zawsze. Następnego dnia, Theo z samego rana pojechał na trening. Na razie prosiłam go aby nic nikomu nie mówił, że wróciłam. Zrobiło by się niepotrzebne „halo” o nic, a ja teraz tego nie chciałam. Teraz chciałam sobie w spokoju odpocząć. Może i bym odpoczęła ale cały dzień strasznie źle się czułam. Postanowiłam się zająć przygotowywaniem miejsca na rzeczy Theo z garażu. Było ich dużo, więc zrobiłam kilka kursów do garażu i z powrotem. Kiedy już wszystkie przyniosłam, zaczęłam się zastanawiam gdzie by je tu umieścić. Tak się przyglądałam salonowi i przyglądałam, aż w końcu doszłam do wniosku, że w rogu będzie im najlepiej. Musiałam więc jedynie przesunąć szafkę i miejsce było gotowe. Pewnie Theo mnie zabije za to, że sama dźwigam ale nie lubię siedzieć bezczynnie. Około 14.00 Theo napisał mi sms’a:
„Wracam już do domu. Za godzinę będę. Kocham, Theo!”
Odpisałam mu:
„Nie śpiesz się. I zajedź do sklepu meblowego po tą szafkę. Tylko kup narożnikową, bo już wiem gdzie będą stać twoje rzeczy. Kocham, Lena!”

Po naszej krótkiej, ale jakże treściwej rozmowie, przeniosłam się do kuchni by zrobić obiad mojej drugiej połówce. Oczywiście w lodówce nic sensownego nie znalazłam więc wybrałam się do sklepu. Niestety najbliższy sklep był trochę daleko więc wzięłam drugie auto Theo i pojechałam. Na moje nieszczęście w sklepie spotkałam dziewczynę Aarona. Kiedy tylko ją ujrzałam wybiegłam ze sklepy jak poparzona. Powtórzę się może już kolejny raz, ale nie chcę aby ktokolwiek mnie widział teraz w Londynie. Całe szczęście, że chyba nie zdążyła mnie rozpoznać. Pojechałam więc do drugiego już mniejszego sklepu i zrobiłam najpotrzebniejsze zakupy. Wróciłam do domku i upichciłam obiadek dla Theo. Wyrobiłam się w sam raz bo za jakieś 10 minut przyjechał Theo. Kucharka nie jest ze mnie jakaś tam wybitna ale proste dania potrafiłam przygotowywać. Zwłaszcza te polskie, a Theo uwielbiał polską kuchnię. Theo wszedł do domu, ale nie sam. Towarzyszył mu Kieran Gibbs, który zwariował na mój widok, tak się cieszył. A tym bardziej się cieszył kiedy zobaczył mój brzuch. Na początku spojrzał na mnie podejrzanie, później rzucił dziwnie spojrzenie na Theo.

- Przepraszam, że go przyprowadziłem.. Ale sam bym tego mebla nie wciągnął do domu – powiedział Theo
- Nic nie szkodzi. Najwyżej jak komuś rozgada to coś mu się obetnie – spojrzałam na jego kroczę a Kieran przełknął ciężko ślinę. Zaśmiałam się – Spokojnie… Żartuje…
- No ja myślę… - odetchnął z ulgą Kieran – Widzę Theo że nie próżnowałeś i zaliczyłeś przyłożenie – zaśmiał się, spoglądając na mój brzuszek
- Przyłożenie? – Theo zaśmiał się
- No tak… Tylko ciekawi mnie jak… Ostatnio byliście w niezbyt dobrych stosunkach… - Kieran potarł dłonią podbródek
- Nie wiesz jak? – powiedziałam – Wiesz… Kobieta + mężczyzna + nastrój + lóżko – ubrania – zabezpieczenie = dziecko - zaśmiałam się
- Dobra wiem jak to się odbywa – zaczerwienił się Kieran, a ja razem z Theo zaśmialiśmy się
- Dobra Kieran… Pomóż mi z tą półką, później będziesz wolny… - powiedział Theo gotowy do wyjścia
- Może najpierw zjecie obiad, co? – spytałam
- Co?! Obiad? – poruszył się Kieran – Czy ja usłyszałem „obiad”???
- Tak, obiad… - zaśmiałam się widząc reakcję Kierana – Chodź Theo… Zjedzie i później pójdziecie…

Theo zgodził się i udaliśmy się całą trójką do jadalni. Kieran wiecznie głodny, zrobił spustoszenenie na swoim talerzu dosłownie w ciągu kilkunastu sekund.  Ten chłopak ma worek a nie żołądek. Zaraz po obiedzie Theo razem z Kieranem wnieśli szafkę i postawili ją w salonie. Nalegałam aby Kieran został na chwilę, ale musiał już lecieć do domu, więc zostałam sama z Theo. Theo rozejrzał się po salonie i zobaczył swoje wszystkie rzeczy. Wkurzył się na mnie nieco bo zabronił mi dźwigać rzeczy a ja i tak go nie posłuchałam. Szybko udało mi się go przeprosić i zaczęliśmy montować półkę/szafkę. Oczywiście Theo nie pozwolił sobie pomóc. Sam wszystko zrobił. Ja jedynie później poukładałam rzeczy na półce. Całość wyglądała świetnie. Następnego dnia Theo znów pojechał na trening, ale jak wrócił, to wrócił z obstawą. Oczywiście, nie kto inny jak Kieran Gibbs powiedział wszystkim, że wróciłam i cała drużyna zwaliła mi się na chatę. Kocham ich, ale kiedy przychodzą do mnie wszyscy to robi się bardzo tłoczno. Na szczęście Kieran nie powiedział im, że jestem w ciąży. Dowiedzieli się dopiero jak przyszli do nas na chatę. Wszyscy nam gratulowali i ogólnie było fajnie. Chłopaki nawet zagrywali do Theo, tak jak to robił dna wcześniejszego Kieran. Trochę to denerwowało Theo, ale za to ja się przy tym świetnie bawiłam. Chłopaki zachowywali się jak małe dzieci i było bardzo zabawnie. Przerażało mnie to, że moje dziecko będzie mieć tyle zwariowanych wujków. Boże, co z tego dzieciaka wyrośnie w przyszłości…

- Widać, że Theo jest szczęśliwy – przysiadł się do mnie Jack Wilshere – Odzyskał cie i jest zupełnie innym chłopakiem..
- Cieszę się… Też jestem szczęśliwa, że go odzyskałam – uśmiechnęłam się do chłopaka
- Jak długo jesteś w Londynie? – spytał
- Od kilku dni… Chyba od 3 lub 4… Dlaczego pytasz? – spytałam bo Jack był smutny
- Jesteś tu od kilku dni i nic mi nie powiedziałaś… Smutno mi z tego powodu… - pociągnął nosem
- Jacky… - przytuliłam chłopaka – Po prostu nie chciałam wywoływać sensacji. Zwłaszcza, że wyglądam jak wyglądam – spojrzałam na siebie
- Wyglądasz pięknie… Jak zawsze zresztą… - uśmiechnął się do mnie – To na pewno będzie chłopczyk, bo promieniejesz…
- Kolejny! Co z wami! A może to będzie dziewczynka – pokazałam chłopakowi język
- Ślicznie wyglądasz, więc to na pewno będzie chłopczyk. Gdyby to była dziewczynka, to na pewno by ci trochę urody odebrała – uśmiechnął się
- Ty też wierzysz w te brednie? – spytałam retorycznie
- Zobaczysz, że będzie chłopak… Jack Wilshere ci to mówi… - zaśmiał się
- No dobrze Jack, a jak tam twoje sprawy sercowe, co? – spytałam
- A bardzo dobrze… Pogodziłem się z Lauren… - zaczął ale nie dałam mu dokończyć
- CO?! Lauren! – byłam zdziwiona – Myślałam, że...
- Aha! I tu cię mam! – powiedział głośniej – Wiedziałam, że chcesz mnie zeswatać z Sophie.
- Wrobiłeś mnie?! – pokazałam mu język – Ale jesteś niedobry…
- Wiem, ale za to mnie kochasz… - posłał mi ten jeden ze swoich uśmieszków
- Tak, za to cie kocham… więc jak twoje sprawy sercowe? Tym razem na serio, ok?
- Na serio to pogodziłem się z Lauren, ale nie mieszkamy razem. Widuje się z Archiem, opiekuje się z nim ale między nami już nigdy nic nie będzie. Jestem z Sophie, która jest aniołem. Dogadujemy się… Myślę, że to ta jedyna… Ale przyznaj, maczałaś w tym swoje macki, prawda?
- Tak, maczałam w tym swoje macki – zaśmiałam się – Łukasz mi, a raczej wam pomógł. To on aranżował wasze spotkania podczas kiedy ja byłam w Polsce
- Wiem… Wcale się z tym nie krył – zaśmiał się
- Lena! – krzyknął Aaron – Kiedy bierzecie ślub, bo Theo nie chce powiedzieć?
- Nie wiem! – odpowiedziałam – Jeszcze mi się nie oświadczył… - spojrzałam na Theo
- Nie oświadczyłeś się jej!? – powiedział Carl i wszyscy spojrzeli na Theo wymownie
- Yyy… No bo… Yyy – Theo nie wiedział co powiedzieć
- Spokojnie chłopaki… - wstałam i podeszłam do Theo – Nie musimy brać ślubu by być razem i razem wychowywać dziecko… - usiadłam u Theo na kolanach i spojrzałam mu w oczy – Po co komu obrączka w dzisiejszych czasach. I bez tego można być szczęśliwym w związku…
- No to Theo musisz uważać… - wtrącił Thomas Vermaelen
- Dlaczego? – spytał Theo
- Bo ci Lena może odlecieć… - wszyscy się zaśmiali a Theo zbladł, bo dobrze wiedział o co im chodzi. A chodziło im oto, że już raz mnie stracił…

Ach te moje chłopaki, zawsze trzymają się ich żarty. Posiedzieli u nas jeszcze z 2 godziny i rozjechali się do swoich domów, bo jutro ważny mecz przed nimi.

[…]

Byłam już w 7 miesiącu ciąży. Czułam się i wyglądałam jak beczka. Theo ciągle powtarzał mi, że nie wyglądam aż tak źle, ale ja uważałam inaczej. Zrobiła się ze mnie jedna wielka klucha. Pewnego wieczoru ja i Theo siedzieliśmy sobie w salonie i oglądaliśmy jakiś niezbyt ciekawy film. Siedzieliśmy przytuleni do siebie i raczej zajmowaliśmy się sobą niż oglądaliśmy film.

- Bardzo się denerwuje… - powiedziałam nagle
- Czym się denerwujesz? – spytał
- Wszystkim… Boje się…. Boję się o dziecko, o siebie o ciebie…
- Nie bój się. – pocałowała mnie w głowę -  Będziesz pod najlepszą opieką na świecie… - przytulił mnie mocno
- Wiem, ale i tak się boje… - dotknęłam swojego brzuszka i pogłaskałam go
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale jakie imiona damy naszemu dziecku?
- Nie wiem… Myślałam nad dwoma imionami…
- Jakimi?
- Dla dziewczynki: Natasza, dla chłopczyka: Jakub, Kuba. Co ty na to?
- Podobają mi się… - uśmiechnął się
- A ty miałeś jakieś pomysły na imiona?
- Tak, dla dziewczynki: Alice a dla chłopczyka: Alex. Ale twoje bardziej mi się podobają.
- Zawsze możemy je połączyć. Natasza – Alice i Jakub – Alex
- Masz racje. Możemy dać dwa imiona… - uśmiechnął się i na chwilę nastała cisza – Miałem to zrobić jutro i w romantycznej atmosferze ale… - wstał i wyszedł na chwilę z salonu
- Theo… Co ty… - po chwili wrócił a ja usiadłam na kanapie
- Miałem to zrobić jutro podczas kolacji, miał być nastrój i takie tam, ale już nie mogę wytrzymać – klęknął – Już zbyt długo z tym zwlekam… - nie wiedziałam o co mu chodzi – Leno… - chwycił moją dłoń – Jesteśmy ze sobą, no…. Można by powiedzieć, że 5 lat. Kocham cie nad życie i chcę spędzić z tobą resztę życia… - wyjął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je – Leno Petrov, tyś która skradła moje serce, wyjdziesz za mnie? – spytał a ja oniemiałam
- Yyy… Nie… - odpowiedziałam ze spokojem a mina Theo bardzo posmutniała a wręcz w oczach pojawiły się łzy – Mój głuptasek! – zaczęłam się śmiać – Z przyjemnością wyjdę za ciebie – dałam mu całusa a Theo nagle się rozweselił
- O mało zawału nie dostałem… - odetchnął z ulgą i włożył mi na palec przepiękny pierścionek

____________
Ogłoszenia Parafialne:

Witam w ostatnim rozdziale Because I Love You. Został się już tylko „Epilog” do wstawienia.
Chciałam wam bardzo podziękować, że byliście ze mną od początku do końca. Wasze komentarze były bardzo motywujące i chciałam wam za nie bardzo podziękować.

W przygotowaniu mam dla was kolejne opowiadanie: 13 Reasons Why I Love you Prolog pojawi się już niedługo. Tym czasem zapraszam was do zakładki „Bohaterowie” by zobaczyć kto będzie w nim występować, a także do zakładki „Od Autorki”, gdzie dowiecie się jak będzie wyglądać 13RWILY.

„Epilog” of BILY pojawi się za kilka dni.

To byłoby chyba na tyle... Tak więc komentujcie, polecajcie, czytajcie. Każdy komentarz bardzo mnie uszczęśliwia.

xoxo N.

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 10|X



*Londyn*

Siedziałem sobie w salonie popijając piwko i oglądając TV. Ania krzątała się po kuchni. Co chwilę otwierała jakąś szafkę i sprawdzała co w niej jest. Robiła to tylko wtedy kiedy się czymś denerwowała lub kiedy zamierzała wyjść na zakupy. Kiedy solidnie trzasnęła jedną z szafek, wstałem z kanapy podszedłem do niej.

- Co się dzieje? – oparłem się o ścianę
- Nic! – warknęła – Zdenerwowana jestem…
- To widzę. – podszedłem do niej, objąłem ją rękoma w pasie i przysunąłem do siebie mocno – Co się dzieje?
- Denerwuje mnie ta cała sytuacja na linii Theo – Lena. Chciałabym aby się to w końcu skończyło.
- Ja też. Ale wiesz jaka jest Lena. Jak się uprze to nie ma zmiłuj – dałem jej całusa w usta
- Martwi mnie to, że Theo chyba się poddał. Już ponad miesiąc mija odkąd Lena wyjechała a on praktycznie nic nie robi.
- Też mnie to martwi. Właśnie za kilkanaście minut ma się zjawić. Mam zamiar z nim o tym pogadać.
- To dobrze… Rozmawiałeś ostatnio z Leną? Ostatnio nie mogę jej jakoś złapać…
- No właśnie też nie mogę jej złapać. Nie odbiera telefonów ani nic. Chyba zadzwonię do Roberta.
- Lepiej zadzwoń do Tamary, wiesz jaki Robert jest…
- Masz rację. Lepiej zadzwonić do Tamary…. – spojrzałem Ani w oczy – Co będziemy robić przez te kilkanaście minut? – posłałem jej uwodzicielskie spojrzenie
- Ja jadę na zakupy. – zaśmiała się wiedząc o co mi chodzi – Ostatnio szafki świecą pustkami… - wyrwała się z mojego uścisku – Z resztą chcę wam dać spokojnie pogadać. Jak mężczyzna z mężczyzną.
- Na pewno chcesz jechać sama na zakupy? Wieczorem mogę pojechać z tobą…
- Tak. Z resztą muszę załatwić kilka spraw po drodze. – wzięła swoją torebkę, która leżała na fotelu – Miłej rozmowy wam życzę – zaczęła podążać w kierunku wyjścia
- Jedź ostrożnie – uśmiechnąłem się i wyszła

Po kilku minutach od wyjście Ani, u progu mojego domu zawitał Theo, którego powitałem uściskiem dłoni i zaprosiłem do salonu.

- Stary, co się tobą dzieje? – spytałem
- Nie rozumiem o co chodzi… - spojrzał na mnie ze zdziwieniem
- Poddałeś się czy jak? – ponownie spytałem go, ale chyba nie wiedział o co mi chodzi – Chodzi mi o Lenę. Poddałeś się czy jak?
- W życiu się nie poddam! – podniósł lekko ton głosu
- Więc co? Ponad miesiąc jej nie ma, a ty praktycznie nic nie robisz.
- Bo chcę to rozegrać na spokojnie. – zaczął powoli - Chce ją odzyskać, ale jak będę naciskać to Lena tym bardziej będzie mnie odpychać. Od 2 tygodni normalnie z sobą rozmawiamy. Praktycznie wszystko sobie mówimy. Powiedziałbym, że zdajemy sobie codziennie relacje z każdego dnia. Lena się powoli znów przekonuje do mnie.
- Rozmawiacie ze sobą codziennie? – byłem lekko zdziwiony – Lena nic mi nie mówiła…
- Tak, codziennie wieczorem przed snem. Ale ostatnio nie mam z nią kontaktu. Ostatni raz rozmawiałem z nią 2 dni temu. Mówiła mi, że wraca na salę treningową i była tym bardzo podekscytowana. Martwię się o nią. Wiesz może co się stało?
- Nie, ja też nie mam ostatnio z nią kontaktu. Martwię się… - nastała chwila ciszy – Jak długo zamierzasz tak „powoli ja odzyskiwać”? Wiesz, że im dłużej będziesz zwlekać, to tym gorzej dla ciebie.
- Wiem. Mam nadzieję, że już nie długo będę mógł do niej pojechać, bo na razie Lena zakazała mi przyjeżdżać.
- Ma racje, powinieneś cierpieć tak jak ona cierpiała… - zaśmiałem się

*Poznań*

Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w zdjęcie USG, które dał mi lekarz. Ciągle się uśmiechałam bo wiedziałam i czułam, że rośnie we mnie mała istotka. Bardzo się cieszyłam, że jestem w ciąży. Teraz wszystko inne zejdzie na bok. Teraz najważniejsza jest dla mnie ta mała istotka, która jest we mnie. Bałam się reakcji moich rodziców. Mama jak to mama. Na pewno się bardzo ucieszy. Gorzej będzie z ojcem, który jak znam życie rozedrze się na mnie. Ale przecież jestem tylko człowiekiem, mogę czasami popełniać błędy. Wiem, że ten błąd był wynikiem moich niepohamowanych uczyć, ale cieszę się z mojej głupoty. Dzięki temu, będę mieć kawałek Theo zawsze przy sobie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam masować ręką mój brzuszek nieustannie się przy tym uśmiechając. Moja radość trwała do czasu aż usłyszałam trzask zamykających się drzwi wejściowych do mieszkania. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam samochód ojca na podjeździe do garażu. W tym momencie podskoczyło mi ciśnienie, bo pewnie zaraz przyjdzie do mnie i poprosi mnie o wyniki badań krwi. Zerwałam się więc z łóżka i schowałam zdjęcia USG do szkatułki na półce. Pobiegłam szybko na dół i przywitałam się z rodzicami. O dziwo ojciec nic nie wspomniał o tym abym mu dała badania. W sumie to dobrze, bo nie wiem co bym zrobiła. Jedynie mama powiedziała, że za godzinę będzie obiad. Usiadłam więc z ojcem przed TV i zaczęliśmy szukać czegoś do oglądania. Spojrzałam na zegarek i przypomniałam sobie, że za kilka minut będzie mecz. Wyrwałam więc pilot ojcu i włączyłam na kanał na którym leciał mecz. Właśnie zaczynała się transmisja, więc na ekranie telewizora pojawiła się wychodząca drużyna a w tym Theo. Kiedy go ujrzałam, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który przyuważył mój ojciec.

- I jak się wam układa? – spytał przeglądając jakiś magazyn sportowy,  który właśnie wyjął z szafki pod stolikiem
- Yyy… - na chwile zapomniałam języka w gębie -  Yyy… Pewnie się uciesz z tej nowiny… - zaczęłam powoli – Nie jestem już z Theo…
- Co takiego? – był wyraźnie zdziwiony
- Nie jestem już z Theo – powtórzyłam – Nie pytaj się kiedy się rozstaliśmy, bo było to dawno temu.
- Jak to się stało, że nic o tym nie wiedzieliśmy? Tamara słyszałaś o tym? – krzyknął w stronę kuchni, gdzie mama przygotowywała obiad
- Tak Robercie. Lena powiedziała mi – odkrzyknęła mu
- Przecież to cudowna nowina – powiedział z uśmiechem na ustach
- Dzięki tato. Naprawdę dzięki – zrobiłam obrażoną minę – Wiem że go nie lubiłeś, bo dawałeś mu to do zrozumienia przez prawie 4 lata, ale ja go naprawdę kochałam.
- Przepraszam Lena… Nie to, że go nie lubiłem… Po prostu jesteś dla niego za dobra. W końcu to piłkarz. Różne afery się ich trzymają.
- A Łukasz to co? Nie piłkarz? Przecież grają w jednym klubie…
- Łukasz to Łukasz. Znamy go od pieluch – uśmiechnął się – Kiedy się z nim rozstałaś?
- Dawno temu… A jeśli już chcesz wiedzieć to później byłam z Wojtkiem Szczęsnym – mina ojca sugerowała: CO?! Zabije go! – Tak! Z Wojtkiem Szczęsnym, jego też nie za bardzo lubisz – pokazałam mu język
- Co!? Byłaś z Wojtkiem Szczęsnym i ja nic nie wiedziałem?! – wkurzył się
- Tak, i świetnie się z nim bawiłam. A nie wiedziałeś dlatego, że nie afiszowałam się związkiem z nim. Ale nie martw się – powiedziałam dość drwiącym głosem by go jeszcze bardziej wkurzyć – Już nie jesteśmy razem. A teraz cicho! Mecz oglądam…

Ojciec był cały czerwony na twarzy. Wiedziałam, że go rozjuszyłam wiadomością o tym, że byłam z Wojtkiem Szczęsnym. Teraz bałam się jeszcze bardziej jak zareaguje na nowinę, że jestem w ciąży i nie będę chciała mu powiedzieć kim jest ojciec dziecka. Siedziałam prze TV i gapiłam się na grających swoim bystrym okiem. Dosłownie przez cały czas komentowałam to co się działo na boisku. Mama z tatą ciągle się śmiali z moich reakcji i komentarzy. Ojciec razem ze mną kibicował Arsenalowi, ale dziś był chyba za ManUtd, bo wyraźnie im kibicował. Pierwszy gol padł dla Arsenalu. Cieszyłam się jak małe dziecko. Tym bardziej się cieszyłam, bo tego gola strzelił Theo. Nic innego nie mogło mi sprawić większej radości. Automatycznie kiedy pojawił się na ekranie w przybliżeniu Theo, załapałam się za brzuszek. Długo moja radość nie trwała, bo wyrównującego gola dla ManUtd strzelił van Persie. To co wykrzykiwałam chyba by przeraziło wszystkich. A pojawiło się miedzy innymi: „Go Fuck Yourself Pussy!”  albo „Fuck you motherfucker”. Moja mama było lekko przerażona moim jakże pięknym słownictwem. A ojciec się tylko śmiał ze mnie. Mecz zakończył się chyba w miarę szczęśliwym remisem. Zaraz po meczu, mama zawołała nas na obiad, który przecudnie pachniał. Już sam zapach wywoływał u mnie wilczy apetyt. Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy konsumować swoje porcje. Podczas posiłku panowała cisza. Myślałam czy powiedzieć im o „nowinie” teraz czy później.  Stanęło na tym, że powiem im wieczorem. Zaraz po obiedzie poszłam się położyć i nie wiedzieć kiedy zasnęłam. Obudziłam się pod wieczór. Wzięłam ze szkatułki zdjęcia USG, badania krwi i zeszłam na dół do salonu.

- Mamo, tato… - byłam cholernie zestresowana – Muszę wam o czymś powiedzieć…
- Słuchamy cie skarbie – powiedziała czule mama
- Bo chodzi oto… - nie wiedziałam jak mam zacząć – Może na samym początku powiem, że jestem tak samo zaskoczona jak zaraz wy będziecie…
- Powiesz to w końcu? – spytał już lekko zdenerwowany ojciec
- Mam wyniki badań krwi – podałam je ojcu
- To dobrze. Możesz już spokojnie przychodzić na treningi… - odpowiedział chyba wyraźnie spokojniejszy
- Nie, nie mogę przychodzić na treningi – rodzicie spojrzeli na mnie ze zdziwieniem i ojciec automatycznie spojrzał na wyniki – Jestem w ciąży… - prawie szepnęłam a ojciec pobladł – Sama jestem zaskoczona, bo dziś się dowiedziałam… - usiadłam na pufie obok rodziców
- Jestem zawiedziony! – powiedział ojciec urażonym tonem a na jego twarzy malował się ból
- Przepraszam, że was zawiodłam… - po moim policzki pociekła pojedyncza łza, kiedy usłyszałam od ojca, że zawiódł się na mnie
- Skarbie nikogo nie zawiodłaś – podeszła do mnie mama i przytuliła mnie mocno – Kochamy cię i cieszymy się z tego, prawda Robert? – spytała ojca ale on nawet nie spojrzał na nas – Robert! – krzyknęła
- Nie jestem pewien co ja teraz o tym sądzę – jego gardzący mną ton głosu sprawiał, że czułam się jak szmata
- Przepraszam… - wyszeptałam
- Nie masz nas za co przepraszać. Ja się bardzo cieszę, że zostanę babcią. Ojciec też się w głębi serca cieszy, że zostanie dziadkiem, tylko teraz jest po prostu w szoku – mama starała się mnie pocieszyć
- Kto jest ojcem? – spojrzał na mnie zimnym wzrokiem ojciec
- Nie ważne. Sama wychowam to dziecko… - powiedziałam ze spokojem
- Czy to ten Szczęsny? – spytał z pogardą
- Nie! On nie jest ojcem… Tak jak już powiedziałam… Sama je wychowam i nie ważne kto jest ojcem. – pociągnęłam nosem i dałam mamie 2 zdjęcia USG a jej oczy zabłyszczały ze szczęścia
- Więc się puszczałaś na prawo i lewo! – krzyknął
- ROBERT! – krzyknęła mama
- Pójdę do swojego pokoju… - wstałam

Wstałam i udałam się na schody. Słyszałam jedynie za sobą jak mama z ojcem kłócą się. A to wszystko tylko i wyłącznie przeze mnie. Byłam lekkomyślna idąc z Theo do łóżka. Ale stało się i nikt czasu nie cofnie. W sumie nie chciałabym go cofnąć. Weszłam do swojego pokoju, wzięłam zdjęcie Theo i położyłam się na łóżku. Zaczęłam patrzeć się na nie i zaczęłam płakać. Nie wiem czy to już przez hormony, czy to przez to, że ojciec nazwał mnie puszczalską, ale zaczęłam płakać. Po kilku minutach do pokoju weszła mama.

- Jak się czujesz? – spytała i usiadła koło mnie
- Dobrze, ale czuje że mi nie dobrze… - pociągnęłam nosem
- Przynieść ci coś? – spytała czule
- Nie, dziękuję. Nic mi nie potrzeba. – spojrzałam na matkę
- Który to tydzień? – spytała spoglądając na zdjęcia USG, które przyniosła ze sobą
- 6 tydzień – wzięłam od matki jedno ze zdjęć – Wiesz mamo… Cieszę się, że jestem w ciąży. Zawsze chciałam mieć dziecko. Zawłaszcza po tym jak poroniłam.
- Też się cieszę skarbie. Powiesz mi kto jest ojcem dziecka? – z poważniałam, ale mina mamy wydawała się być taka jakby wiedziała kim jest ojciec
- Chyba już wiesz kim on jest, co? – spytałam
- Theo – odpowiedziała – Powiesz mu skarbie?
- Nie. Tym razem się nie dowie. Będę je kochać za oboje rodziców… - posmutniałam
- Ale wiesz, że on ma prawo wiedzieć… W końcu to ojciec…
- Wiem mamo, może się dowie, ale na pewno nie teraz… - do pokoju wszedł ojciec ze skruszoną miną
- Lena… - zaczął powoli – Chciałem cie przeprosić..
- Nie masz mnie za co przepraszać. Miałeś prawo tak zareagować… - spojrzałam na ojca
- Nie Lena. Jestem twoim ojcem i powinienem dać ci wsparcie – usiadł koło mnie – Cieszę się, że zostanę dziadkiem – mama spojrzała na tatę z uśmiechem – I wiesz co Lenka… Pomogę ci wykończyć tatusia dziecka. – przeraziłam się tym co powiedział – Będzie płacić takie alimenty, że mu się w głowie nie mieści. – zaśmiał się
- Tato, ale ja od niego nic nie chce. Nawet nie chcę aby się dowiedział o tym, że będzie mieć synka lub córeczkę.
- A powiesz mi kim on jest? – spytał trzymając na zdjęcie które trzymałam w swoje dłoni
- Nie. Lepiej będzie jak nie będziesz znać jego personalia – zaśmiałam się

[…]

Obudziłam się rano i pogładziłam swój już lekko zaokrąglony brzuszek. Jeszcze prawie nic nie było widać. Znaczy było już widać, ale to wyglądało jakbym się solidnie objadła. To był dopiero 14 tydzień więc nie za bardzo było tego widać, ale było widać, że przytyłam 5kg. Jedynie na co mogłam narzekać to jest to, że ciągle wymiotowałam. Ale tak to już bywa. W ciągu tych 3 miesięcy często rozmawiałam z Łukaszem, Wojtkiem i Theo. Ale żadnemu nie powiedziałam, że jestem  ciąży. Tym bardziej nie powiedziałam Łukaszowi, bo to papla jeszcze by wypalał dla Theo a tego bym nie chciała. Dzisiejszy dzień był bardzo miły, bo miałam niespodziewanego gościa. Siedziałam sobie na hamaku w ogrodzie i nagle usłyszałam znajomy mi głos. Automatycznie się odwróciłam i ujrzałam Wojtka. Z jednej strony się przeraziłam bo zobaczy że jestem w ciąży, a z drugiej ucieszyłam się, bo w końcu mogłam go zobaczyć. Jak tylko go zobaczyłam to zerwałam się i pobiegłam w jego stronę. Wskoczyłam mu na ręce i uścisnęłam go mocno.

- Woj! – dałam mu całusa w policzek – Co ty tu robisz?
- Wziąłem urlop na kilka dni… - wciąż mnie tulił
- A kto stoi w bramie Arsenalu? – spytałam
- Łukasz ma swoje 5 minut… - ucieszyłam się – Lenka? Dlaczego wyczuwam ucisk na brzuch? – spytał lekko zdziwiony – Przecież ty jesteś idealnie płaska.. No oprócz piersi – zaśmiał się
- No bo widzisz… - zawahałam się – Jestem w ciąży…
- CO? – zbladł – Czy… To ja jestem ojcem? – ledwie wydukał
- Nie baranie! – puknęłam go w głowę – Jestem w 3 miesiącu… A z tobą spałam ostatni raz w grudniu… - uśmiechnęłam się – Chodź usiądziemy – wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą na hamak
- Jeśli nie ja to kto? – usiedliśmy na hamaku
- Bo widzisz Wojtek… Ja nie do końca byłam ci wierna. Nawet jeśli był to luźny związek to zdradziłam cię… - zaczerwieniałam się
- Więc kim on był, z chęcią go zabije?! – jego mina była poważna
- Uspokój się! To był tylko Theo… - Woj nie był tym zdziwiony – Wtedy jak nie wróciłam na noc do domu to byłam u niego… Przepraszam że cie okłamałam…
- Nie przepraszaj… - spojrzał mi w oczy – Jak widać Theo o tym nie wiem… - spojrzał na mnie pytająco
- Nie wie i ma się nie dowiedzieć zrozumiano!? – spojrzałam na niego groźnie
- Jasne. Jeśli taka jest twoja wola to nic mu nie powiem… - w dalszym ciągu patrzył się mi w oczy i w tej chwili chwycił moją dłoń – Lena… Jeśli chcesz to mogę zastąpić mu ojca. Ze mną mu niczego nie zabraknie
- Kochany jesteś, ale postanowiłam sama je wychować. Rodzice mi pomogą i na pewno niczego mu nie zabraknie – uśmiechnęłam się do Wojtka
- Jesteś tego pewna? – spytał
- Tak, jestem tego pewna. Ale jeśli będę potrzebowała twojej pomocy to na pewno się po nią zgłoszę – dałam mu całusa w policzek
- Wiesz już czy to chłopczyk czy dziewczynka?
- Nie. Na razie nie chcę wiedzieć czy to chłopczyk czy dziewczynka. Zostawię to jako niespodziankę przy rozwiązaniu.

Wojtek był u mnie przez cały dzień. Ojciec nie był zadowolony jego widokiem, ale nie miał nic do gadania. Po południu zaczął padać deszcz więc schowaliśmy się do domu i poszliśmy do mojego pokoju. Położyliśmy na łóżku i leżeliśmy sobie. Położyłam głowę na torsie Wojtka i skupiłam się biciu jego serca. Brakowało mi tego bardzo. Brakowało mi bliskości drugiej osoby. Bardzo się cieszyłam, że Wojtek przyjechał ale niestety następnego dnia musiał jechać. Zawłaszcza, że miał jeszcze pojechać do swojej mamy. Znów więc zostałam sama. Wieczorkiem umówiłam się na skype z Anią i Łukaszem. Zawsze się bałam z nimi rozmawiać, bo jeszcze by zauważali, że jestem ciąży. Ale zawsze starałam się nakładać luźne ubrania by nie było nic po mnie widać. Tak też i było tym razem.

- No więc co mi powiecie państwo Fabiańscy? – uśmiechnęłam się – Kiedy weselicho?
- Spokojne Lenka… Jeszcze młodzi jesteśmy – uśmiechnęła się Ania
- Młoda to jestem ja, wy już macie po 28 lat – zaśmiałam się
- Dzięki Lena! – wtrącił Łukasz obrażony
- Oj nie gniewaj się. Ale chciałabym już zatańczyć na waszym weselu. Później może bym popilnowała wasze dzieci – uśmiechnęłam się, a Łukasz zrobił się czerwony na twarzy – Łukasz oddychaj! Przecież ja tylko żartuje… - znów się zaśmiałam
- Coś się ciebie ostatnio trzyma dobry humor – pokazał mi język
- Bo mam do tego wszelkie powody… - chwilę później – Gratuluję zajęcia miejsca w bramie Arsenalu. Może wygryziesz Wojtka… - uśmiechnęłam się
- To chyba raczej nie jest możliwe. Ale będę się starać. – uśmiechnął się do mnie
- Powiedz lepiej dlaczego jesteś taka zadowolona, co? – spytała Ania
- Jakoś tak po prostu. Zaczęłam życie na nowo i nie ma powodu do zmartwień…
- Zaraz, zaraz… - zaczęła uważnie się mi przyglądając – Jesteś rozpromieniona, wesoła, wyładniałaś jeszcze bardziej i rozbiłaś się troszkę pulchniejsza na twarzy…
- Ania co ty… - zaczął Łukasza ale go uciszyła dłonią
- Lena jest w ciąży – wypaliła naglę
- Co?! Ja? Nie! – poruszyłam się – Bzdury gadasz!
- Lena, nie wypieraj się… Widać że kłamiesz… - powiedziała ze spokojem Ania
- No dobrze… Nie ma co dłużej przed wami tego ukrywać. – wzięłam głęboki oddech – Tak, jestem w ciąży. 3 miesiąc… Zadowoleni?
- Lena, tak bardzo się cieszę! – powiedział Łukasz  - Jakże ja bym cie teraz wyściskał!
- No nie wątpię, żebyś mnie wyściskał…. – uśmiechnęłam się
- Kto jest ojcem? – spytała Ania
- Yyy… - zacięłam się, nie wiedziałam co mam powiedzieć – Yyy…
- Czy to nie oczywiste – powiedział Łukasz – Przecież to Theo! – powiedział zadowolony
- Nie bądź tego taki pewien… Może to być Wojtek – pokazałam mu język
- Chyba w snach to jest Wojtek! – powiedział głośniej
- No dobrze już dobrze… Tak, to Theo… Od razu uprzedzę kolejne pytanie. Nie, nie wiem czy to chłopczyk czy dziewczynka… Jakieś jeszcze pytania?
- Nie, ale my dla ciebie też mamy nowinę… - powiedziała z uśmiechem Ania
- Tak, jaką? – była zaciekawiona tym co chcą mi powiedzieć – Zaręczyliście się?
- Nie – Łukasz przyłożył dłoń do brzuszka Ani – Ania jest w ciąży – powiedział z uśmiechem na ustach
- Co takiego? – byłam w szoku – Naprawdę?
- Tak – Ania potwierdziła
- Jezu! Tak bardzo się cieszę! Gratulacje…
- Dziękujemy – uśmiechnęła się rozpromieniona Ania
- Który tydzień? – spytałam pośpiesznie
- 8 tydzień. Kilka dni temu się dowiedzieliśmy… - powiedział ucieszony Łukasz
- No to prawie w tym samym czasie będziemy mieć dzidziusie… - zaśmiałam się
- Powiedziałaś Theo? – spytał Łukasz
- Nie. – z poważniałam – I mam nadzieję, że się tego od was nie dowie. Czy wyraziłam się jasno? – powiedziałam dość ostro. Łukasz i Ania pokiwali głowami – Jeśli zdecyduje się mu powiedzieć to zrobię to sama…

Pogadaliśmy jeszcze kilka minut i musiałam się zwijać bo mama zawołała mnie na kolacje. Nie bardzo chciało mi się jeść bo ostatnio mnie od wszystkiego odrzucało, ale musiałam choć trochę zjeść bo zaczynało mi się słabo robić. Podczas kolacji powiedziałam rodzicom, że Ania i Łukasz spodziewają się dziecka. Ojciec zaczął żartować, że wzięli przykład ze mnie. Oczywiście ja tego nie przyjęłam na serio tylko pół żartem ale mama zdzieliła go ścierą po głowie. Po kolacji od razu się położyłam bo było mi strasznie nie dobrze. Ale nie mogłam spać, bo ciągle biegłam do łazienki wymiotować. Strasznie się czułam. Nawet jak nie ma Theo przy mnie to i tak przyprawia mnie o mdłości. Kolejne kilka dni było straszne. Ciągle źle się czułam i wymiotowałam. Zaczęło mnie też boleć podbrzusze i mama kazała mi się zgłosić do lekarza. Na szczęście to nic poważnego nie było. Lekarz powiedział, że to pewnie przez stres. Kazał mi dużo leżeć. Wróciłam więc do domu i stosowałam się do wskazań lekarza. Niestety przez to ciągłe wymiotowanie dosłownie zaczęłam mieszkać w łazience. Wszyscy mi mówili, że pierwsze 4 miesiące są najgorsze, ale moje to chyba przechodzą wszelkie pojęcie. Właśnie idzie 4 miesiąc a mi się nie polepszyło. Przestałam rozmawiać z Theo i Wojtkiem bo strasznie wyglądałam. Dosłownie jak zombie.

Pewnego dnia leżałam sobie na łóżku i gładziłam ręką już trochę bardziej widoczny brzuszek. Na chwilę mdłości odeszły ale wciąż słabo się czułam. Do mojego pokoju weszła mama z niezbyt ciekawą miną. Kiedy ją zobaczyłam lekko się zaniepokoiłam.

- Co jest mamo? – spytałam
- Zejdź na dół proszę… - posłała mi uśmiech
- Po co? – spytałam zaciekawiona
- Masz gościa… - mama znów się uśmiechnęła i wyszła z pokoju

Ciekawe kogo do mnie przywiało. Tu w Polsce nie mam zbyt wielu znajomych więc nie wiedziałam kto to może być. Wyszłam więc z pokoju i zaczęłam schodzić schodami. To co za chwile zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyło. Zeszłam na dół i stanęłam jak posąg. Cała krew odpłynęła mi z twarzy i poczułam jak moje serce  przyśpiesza…

- Theo… - wyszeptałam

Wyszeptałam i poczułam ostry ból w podbrzuszu. Upadłam… Upadłam i już dalej nic nie pamiętałam.


____________
Ogłoszenia Parafialne:

Na samym początku chciałam wam podziękować za komentarze. Jesteście naprawdę bardzo kochani. Każdy komentarz buduje moją wiarę w siebie i powoduje to, że mam chęci do pisania.

Nie wiem dlaczego nie działała większości z was play lista w poprzednim rozdziale. Dla mnie wszystko działało bez zarzutu. Dziś też macie play listę i dla mnie działa też bez problemu.

W przygotowaniu mam dla was kolejne opowiadanie: 13 Reasons Why I Love you Prolog pojawi się już niedługo

Kolejny BILY dodam w walentynki, więc wyczekujcie uważnie :) 

Przepraszam za błędy i literówki. Możecie mi je śmiało wygarnąć. Naprawdę się nie pogniewam. Każda krytyka jest dla mnie bardzo ważna. Ja też wszystkim wszystko wypominam, więc…

To byłoby chyba na tyle... Tak więc komentujcie, polecajcie, czytajcie. Każdy komentarz bardzo mnie uszczęśliwia.

xoxo N.

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 9|IX



Wyszłam na zewnątrz. Nie czekałam zbyt długo bo po kilku minutach pod mieszkanie Wojtka podjechał Łukasz. Byłam pewna, że zacznie mnie przekonywać lub coś, a tu nic. Bez słowa zapakował moją walizkę do bagażnika i pojechaliśmy na lotnisko. Prawie przez całą drogę się do siebie nie odzywaliśmy, co strasznie mnie denerwowało, więc jako pierwsza postanowiłam przerwać tą ciszę.

- Jesteś na mnie zły – spojrzałam na Łukasza, ale ten nic nie odpowiedział – Wiem że jesteś ale tak będzie lepiej…
- Lepiej dla ciebie czy… dla ciebie? – powiedział zimnym głosem
- Przestań! Robię przysługę społeczeństwu wracając do Polski – oburzyłam się lekko
- Przysługę społeczeństwu?? Czy ty siebie słyszysz?! – wkurzył się – Boże! LENA! – walnął dłonią w kierownicę
- Czego ty ode mnie chcesz lub oczekujesz?! Czy ty nie widzisz, że ja też cierpię! – prawie krzyknęłam, chyba to był pierwszy raz kiedy podniosłam na Łukasza głos – Cierpię za każdym razem kiedy widzę Theo, myślisz że to jest łatwe?! Nie jest to łatwe kiedy widzisz go praktycznie codziennie!
- Wiem, że to nie jest łatwe. – również podniósł głos - Ale poddałaś się walkowerem!
- Zamknij się! Nie chcę już tobą rozmawiać! Chcę już być w samolocie! – westchnęłam głęboko

Resztę drogi spędziliśmy w totalnej ciszy. Rozumiem, że może być na mnie zły ale bez przesady. W końcu to moja decyzja i uważam, że tak będzie lepiej. Ja ułożę sobie na nowo życie, Theo i Wojtek również. Po kilku minutach dojechaliśmy na lotnisko. Razem z Łukaszem poszliśmy do kasy biletowej. Łukasz się ani słowem do mnie nie odezwał. Nie byłam na niego za to zła, rozumiałam to i nie miałam prawa być za to zła. Podeszłam do kasy zostawiając go na chwilę samego. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak rozmawia przez telefon.

- Theo, stary… Długo nie odbierasz… - powiedział Łukasz
- Byłem pod prysznicem. Coś się stało? – spytał zaniepokojony Theo
- Tak, masz 30 minut zanim Lena wyleci do Polski. – powiedział szybko
- Słucham?? – był zszokowany – 30 minut??!!
- Tak, jesteśmy już na lotnisku. Za 30 minut Lena wsiądzie do samolotu i odleci. Jeśli naprawdę ci na niej zależy, to masz tylko 30 minut.
- Zatrzymaj ją najdłużej jak możesz. Już jadę! – rozłączył się
- Z kim rozmawiałeś? – podeszłam do Łukasza
- Ania pytała się czy dotarliśmy na miejsce. Niestety musiałem jej powiedzieć, że tak…
- Łukasz – dotknęłam dłonią jego policzek – Przecież nie wylatuje na drugi koniec świata. Spotkamy się szybciej niż myślisz. No i będziemy codziennie rozmawiać przez skype, telefon. Nie będzie aż tak źle. – uśmiechnęłam się czule
- Może nie będzie, ale i tak uważam, że źle robisz wyjeżdżając.
- Mam do ciebie prośbę…
- Nie dość że wyjeżdżasz to jeszcze masz prośbę. – pokręcił głową - Jaką??
- Doprowadź sprawę Jacka i Sophie do końca.
- Swatasz ich ze sobą?? – spojrzał na mnie zdziwiony
- Tak, chcę aby Jack był szczęśliwy a Sophie jest dla niego idealna. Zrobisz to dla mnie?
- Dla ciebie zrobię wszystko. – uśmiechnął się
- No dobra. Czas się pożegnać. Muszę już wsiadać… - chwyciłam za swoją walizkę
- Już? Przecież masz jeszcze około 20 minut.
- Tak, ale już muszę wsiąść. Wiesz jak to wszystko się odbywa. – wstałam – Więc… Do zobaczenia wkrótce – uścisnęłam go
- Już za tobą tęsknię, Lena… - uścisnął mnie mocno – Mam nadzieję, że wrócisz do mnie. W moim domu zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce.
- Dzięki za propozycje – odsunęłam się od chłopaka – Wiem, że na ciebie zawsze mogę liczyć. Do zobaczenia wkrótce.. – odwróciłam się i zaczęłam zmierzać ku przejściu.

Zatrzymałam się na chwilkę zanim weszłam do tunelu. Odwróciłam się do Łukasza i pomachałam mu ostatni raz a on pomachał mi. Jego mina była taka smutna, taka pełna bólu, że aż mnie serce zaczęło bolec. Ale nadszedł czas… Odwróciłam się ponownie i zaczęłam iść tunelem do samolotu. Serce mnie bolało ale to dobra decyzja. To jest chyba jedyna dobra decyzja jaką w życiu podjęłam.
*
Wsiadła. Wiedziałem, że jej długo nie zatrzymam. Mam tylko nadzieję, że Theo zaraz przyjedzie i nie będzie za późno. Spojrzałem na zegarek. Zostało się tylko 10 minut do zamknięcia drzwi a jego jeszcze nie było.  Zacząłem się denerwować. Obawiam się, że jego szybkość na boisku nie pomoże kiedy samolot będzie startować. Ponownie spojrzałem na zegarek. Zostało się tylko 8 minut. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem, ale nie odebrał. Coś się stało?? Miał wypadek?? W głowie krążyły mi różne myśli. Znów spojrzałem na zegarek… Zobaczyłem go. Biegnie w moją stronę.

- Stary, gdzie byłeś?! – położyłem dłoń na ramieniu Theo
- Korki – wydyszał – Gdzie jest Lena? – rozejrzał się wokoło
- Za późno. Wsiadła do samolotu, ale może jeszcze zdążyć.
- Co?! To nie możliwe. – spojrzał w kierunku przejścia i zobaczył, że właśnie zamykają tunel

Zerwał się i pobiegł w stronę tunelu. Ale zatrzymał go ochroniarz.

- A pan dokąd? – przytrzymał chłopaka
- Muszę wejść do tego samolotu? – powiedział zdenerwowany
- Nie można już wejść. Drzwi zostały zamknięte – chwilę później – A ma pan bilet?
- Nie, ale muszę tam wejść!
- Tym bardziej bez biletu nie mogę pana tam wpuścić.
- Ale ja muszę tam wejść. Tam jest moja dziewczyna. Kocham ją i nie chcę aby wyleciała.
- A ja kocham swoją matkę i nie chcę aby umarła. – zaśmiał się - Przykro mi. Nie mogę pana przepuścić. Samolot zaczyna kołować.
- Świetnie! Straciłem ją! – odszedł zrezygnowany i podszedł do Łukasza
- I co? – spytał zaniepokojony
- Nic, straciłem ją! – westchnął ciężko – Samolot już kołuje…
- Przykro mi. Starałem się. Mogłem zadzwonić wcześniej, ale Lena mnie całkowicie zaskoczyła.
- To nie twoja wina, tylko moja. Mogłem wtedy inaczej postąpić, ale cóż… Co się stało to się nie odstanie – ze zrezygnowaną miną wrócił do samochodu.
*
Zajęłam swoje miejsce, rozsiadłam się wygodnie i zapięłam pas. Po chwili założyłam na uszy słuchawki i włączyłam muzykę. Spojrzałam w małe okienka spoglądając na Łukasza, który wciąż stał przy wejściu i mi machał. Pomachałam mu i po chwili zdębiałam. Zdębiałam, bo zobaczyłam Theo. Byłam w istnym szoku i byłam dosłownie pewna, że to Łukasz po niego zadzwonił. Kiedy go ujrzałam coś we mnie pękło. Zerwałam się ze swojego miejsca i pobiegłam do wyjścia. Lecz niestety zostałam zatrzymana przez stewardessę.

- Co pani robi? – spytała uprzejmie kiedy chciałam wyjść
- Chcę wysiąść – odpowiedziałam spokojnie
- To nie jest już możliwe. Drzwi są zamknięte. Otworzenie ich powoduje nałożenie kary w wysokości 25 tyś funtów – wytłumaczyła ze spokojem
- O nie… Ale ja muszę wyjść! Błagam, nie da się nic zrobić? – spytałam błagalnie
- Przykro mi. Proszę wrócić na swoje miejsce… - nakazała po czym udała się do kabiny kapitańskiej

Moje całe życie jest przeciwko mnie! Trudno się mówi, klamka zapadła. Tak jak nakazała mi stewardessa, wróciłam na swoje miejsce i znów nałożyłam słuchawki na uszy. Spojrzałam jeszcze raz w okienko i po policzku zaczęły cieć mi łzy, łzy smutku i rozpaczy. Patrzyłam się jak Theo patrzy się na samolot. Serce zaczęło boleć mnie jeszcze bardziej. W tym momencie nienawidziłam siebie. Nienawidziłam siebie tak bardzo, że mogłam już umrzeć.  Ale wracam… Wracam do Polski by ułożyć sobie życie na nowo. Z drugiej strony to już nie mogłam się doczekać kiedy ujrzę swoich rodziców. Moją najukochańszą na świecie mamę, która jest zarazem moją najlepszą przyjaciółką. Moja mama wykłada angielski na uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i to dzięki niej zawdzięczam wszystko to osiągnęłam. Zawsze ze wszystkiego jej się zwierzałam i już nie mogę się doczekać kiedy znów szczerze z nią porozmawiam. Mój ojciec zaś jest inny. To istny tyran, bo podczas mojej kariery jako gimnastyczki był moim trenerem, ale cieszę się że go znów zobaczę. Czasami jego terrorystyczna postawa mnie denerwuje ale to najukochańszy i najbardziej opiekuńczy ojciec na świecie. W końcu tylko ma jedną córeczkę. Po około godzinie byłam już na lotnisku w Poznaniu. Mieszkam na obrzeżach Poznania, więc jeszcze sporo drogi przed nami. Wysiadłam z samolotu i od razy ujrzałam swojego ojca. Podbiegłam do niego i  uścisnęłam go najmocniej jak potrafiłam.

- Tato! – w tuliłam się w ojca – Dobrze cie znów widzieć.
- Ciebie również, córeczko. – ucałował mnie w głowę – Jedziemy. Mama już nie może się doczekać.
- Dobrze – posłałam mu słodki uśmiech i poszliśmy do samochodu.

Wpakował moją walizkę do bagażnika i odjechaliśmy. Przez chwilę siedzieliśmy w samochodzie i nie odzywaliśmy się do siebie. Zaczęłam myśleć o tym feralnym wylocie z Londynu i po policzku popłynęła mi zła, którą zauważył ojciec.

- Coś się stało skarbie? – spojrzał przez chwilę na mnie
- Nie, nic się nie stało. Troszkę smutna jestem. – pociągnęłam nosem
- Smutna?? Dlaczego? Coś się stało? – spytał zmartwiony
- Przed wylotem zraniłam kilka osób i czuję, że one mnie teraz nienawidzą. Zresztą sama siebie teraz nienawidzę, więc wiesz tato…
- Skarbie nie mów tak. Na pewno te osoby zasłuży na ten los.
- Obawiam się, że nie. Ale cóż… Jestem już w Polsce. Stało się. Już nic na to nie poradzę.
- Właśnie zdziwił nas ten nagły przylot. Powiesz mi co się stało?
- Tato, proszę… Nie chcę teraz o tym gadać. Może później.
- Dobrze skarbie. Nie musimy teraz o tym rozmawiać. Cieszę się ze wróciłaś… - uśmiechnął się czule do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech.

Właśnie wyjechaliśmy z centrum Poznania i byliśmy już na prostej drodze do mojego domku. Nie jest on jakiś nadzwyczajny. Zwykły prosty jednorodzinny dom na skraju miasta. Kiedyś, jak jeszcze trenowałam gimnastykę w Polsce to mieszkaliśmy w centrum, ale później przeprowadziliśmy się tu no a kilka miesięcy później dołączyłam do gimnastyków w Anglii. Byłam ciekawa czy rodzice zmienili coś w moim pokoju. Znając moich rodziców pewnie nie, bo zbyt bardzo szanują moją prywatność. W końcu dojechaliśmy i od samego progu, witała mnie moja mama. Była niezmiernie ucieszona moim widokiem i była gotowa mnie za ściskać na śmierć.

- Lena! Tak się cieszę, że znów ciebie widzę. – uścisnęła mnie mocno
- Mamo, zaraz mnie udusisz! – powiedziałam a ta zaraz mnie puściła
- Dziwisz się mi? Nie widziałam mojej córeczki od prawie roku. – uśmiechnęła się czule
- Mamo przecież często rozmawiałyśmy na skype. No i widziałaś mnie na Igrzyskach w Londynie. Więc nie gadaj, że rok, bo tylko 6 miesięcy – uśmiechnęłam się do matki
- To i tak dużo. Chodź! Siadaj – pociągnęła mnie do salonu – Opowiadaj!
- Wybacz mamo, ale jestem troszkę zmęczona. Mogę pójść się położyć. Obiecuje, że wieczorem wam po opowiadam trochę, okay?
- Dobrze, leć… - uśmiechnęła się – Robert, zanieś Leny walizkę do jej pokoju.
- Sama nie może? – mama posłała mu groźne spojrzenie – No dobrze. Niech ci będzie.

Moi rodzice za grosz się nie zmienili. Mama jak zwykle ta sama władcza kobieta, która sprawowała władzę w domu. A mój ojciec może i tyran, ale zawsze jej ulegał. Uważam że mam fajnych rodziców. Nigdy nie sprawiali mi problemów, ja im też nie sprawiałam problemów. Zawsze mnie wspierali, byli przy mnie. Są zabawni, potrafią śmiać się z samych siebie. Nie biorą niczego na poważnie, zawsze z dystansem. Może czasami są zbyt opiekuńczy ale kocham ich za to, bo właśnie tacy są rodzice.

Weszłam do swojego pokoju i zdumiało mnie to, że nic się z nim nie zmieniło. Matowe ściany w kolorze lekkiego fioletu i rożne kształty kwiatów w kolorze czarnym. Duże łóżko z fioletowo-czarną narzutą nie zmieniło swojego położenia od ponad 10 miesięcy. Obok łóżka stał stolik nocny z lampką, budzikiem, i zdjęciem. Na zdjęciu byłam ja, Wojtek, Łukasz, Alex, Kieran, Jack, Carl, Aaron i Theo. Pamiętam, że to zdjęcie zrobiliśmy na London Eye. Nasze miny były dość głupkowate ale oto w tym zdjęciu chodziło. Nie być poważnymi tylko roztrzepanymi dzieciakami. Ja i Theo byliśmy wtedy w sobie tacy zakochani. To było nasze ostatnie wspólne zdjęcie. Miesiąc później doszło do tragedii w moim i Theo wykonaniu.

- Dziękuję ze nic nie zmienialiście w moim pokoju – powiedziała do ojca, który właśnie wtargał moją walizkę do pokoju
- Dlaczego mieliśmy coś zmieniać? Przecież to twój pokój.
- I tak dziękuję. – dałam mu całusa w policzek po czym wyszedł z pokoju zamykając drzwi.

Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Naprzeciwko łóżka stała wielka szafa a obok niej półka z moimi ulubionymi książkami. Kiedyś jak byłam młodsza to uwielbiałam czytać. Uwielbiałam przenosić się do świata pisanego. Czasami aż ciężko było mi z niego wrócić, więc pochłaniałam książki tonami. Na jednej ze ścian mojego pokoju wisiały dziesiątki zdjęć. Podeszłam więc do nich i zaczęłam się im uważnie przyglądać. Głównie byłam na nich ja i Theo, ale byli również moi zwariowani Arsenalowi przyjaciele i przyjaciele ze szkółki gimnastycznej. Widząc zdjęcia z Theo zrobiło mi się smutno, bowiem wspomnienia wróciły. Były tam zdjęcia z naszego pierwszego spotkania, z pierwszej randki i innych spotkań. Zdjęcia te wywołały masę bolesnych wspomnień, dlatego zdjęłam wszystkie zdjęcia z Theo i schowałam je do pudełka w szafie. Po kilku minutach położyłam się na łóżku i zasnęłam. Kiedy tylko się obudziłam to tak jak obiecałam mamie, zeszłam na dół by im trochę po opowiadać. Oczywiście mama musiała się zapytać, dlaczego wróciłam, więc na poczekaniu wymyślałam historyjkę, że tęskniłam za domem i że już dawno to planowałam. Moja mam chyba w to nie uwierzyła bo zaraz jak zjedliśmy kolacje to przyszła do mojego pokoju. Ale o tym za  chwile. Po kolacji wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam z torby telefon i włączyłam go wreszcie bowiem od samego rana był wyłączony. Jak tylko to zrobiłam to dostałam chyba ze 100 powiadomień z poczty głosowej. Postanowiłam je wszystkie usunąć. Nie chcę sobie pogarszać humoru, w końcu chcę zacząć tu nowe życie. Później zaczęły przychodzić sms’y. Głównie były to sms’y od Wojtka, który zamartwiał się o mnie. Napisałam Wojtkowi, żeby się o mnie nie martwił. Postąpiłam tak jak powinnam postąpić. Również dostałam sms’a od Łukasza, któremu odpisałam, że jestem już w Polsce cała i zdrowa. Napisałam mu też, że musimy pogadać na skype i że będę wieczorem. Chciałam go opieprzyć za to, że powiedział Theo że wyjechałam. Dostałam też kilka płaczliwych sms’ów od Theo, ale jemu nie odpisałam. Po chwili do mojego pokoju rozległo się pukanie.

- Proszę… - powiedziałam i do pokoju weszła moja mama
- Śpiąca? – spytała czule mama po czym usiadła obok mnie
- Nie, w sumie wyspałam się w dzień. Co cie do mnie sprowadza? – spytałam
- Sądzę, że nie powiedziałaś nam całej prawdy. Co się takiego stało, że tak nagle wróciłaś?
- Długa historia… Nie masz tyle czasu… - zaśmiałam się
- Mamy całą noc… - uśmiechnęła się
- Nie masz przypadkiem jutro wykładów na uniwerku??
- Lena, nie zmieniaj tematu. Wiedzę, że coś się stało. Czy to chodzi o Theo? Coś nie tak w waszym związku? – pogładziła mnie po włosach
- Ja i Theo to już przeszłość. Nie jesteśmy razem od 9 miesięcy.
- Co takiego? Chyba się przesłyszałam… - była w lekkim szoku
- Nie, nie przesłyszałaś się. Zerwałam z Theo 9 miesięcy temu. – po moim policzku znów pociekła łza
- Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś? – spojrzała na mnie czule i przytuliła mnie
- Bo to zbyt bolesny dla mnie temat. – przytuliłam się do matki – I jakoś nie miałam chęci rozdrapywać ran które ledwo się zabliźniły.
- Przykro mi Lenka, Byliście taką śliczną parą. Ojciec nawet go polubił.
- Wiem… Mi też było wtedy przykro, ale nie miałam wyjścia. Musiałam tak postąpić.
- Dlaczego z nim zerwałaś? Zdradził cie?
- Nie, chociaż w pewnym sensie to zrobił… - posmutniałam jeszcze bardziej
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim opowiedzieć… - pogłaskała mnie po plecach
- Wiem, ale nie wiem czy będziesz zadowolona, bo 9 miesięcy temu zataiłam przed wami jeszcze jedną sprawę.
- Mi możesz powiedzieć wszystko. Na pewno nie będę krzyczeć. Cokolwiek się stało to i tak jest już przeszłość.
- No dobrze… - westchnęłam i zaczęłam monolog – Pamiętasz jak zadzwoniłam do ciebie w kwietniu i powiedziałam, że się czymś strułam do non stop wymiotuje – mama kiwnęła głową na tak – No to nie było zatrucie… - zawahałam się przez chwilę, a mama zrobiła minę jakby domyślała się o co chodzi – 2 dni później dowiedziałam się ze jestem w ciąży. Wiem… - już mama chciała mi przerwać ale weszłam jej w słowo - Przepraszam! Powinnam wam powiedzieć, ale nie mogłam. Powiedziałam o tej szczęśliwej nowinie Theo. Ale Theo… No cóż… Theo zdezerterował. Albo może tylko ja odniosłam takie wrażenie. W każdym bądź razie wyszedł i nie wrócił na noc do domu. Nie było 3 dni z rzędu, więc spakowałam swoje rzeczy do walizki i pojechałam do Łukasza. Nic mu nie powiedziałam o tym co zaszło. Powiedziałam jedynie, że ja i Theo to już przeszłość. Napisałam później do Theo, że między nami wszystko skończone i żeby mnie nie szukał. Oczywiście szukał mnie, ale nikt mu nie powiedział, że jestem u Łukasza.
- Kochanie… - zaczęłam mama ale chyba nie wiedziała co powiedzieć – Minęło 9 miesięcy, więc chyba nie byłaś w ciąży….
- Bo poroniłam. Pamiętasz jak wylądowałam w szpitalu po jednym z treningów? – mama pokiwała twierdząco głową – Spadłam z poręczy asymetrycznych i poroniłam na skutek upadku. Błagałam lekarza by nie powiedział o tym trenerowi bo on by powiedział wam. Na moje szczęście nic nie powiedział. Od tamtej pory mieszkałam i byłam z Wojtkiem, który bardzo mnie wspierał.
- Skarbie tak mi przykro. Jest mi też przykro, że nam nie powiedziałaś. Gdybyś to zrobiła to na pewno coś byśmy poradzili na tą sytuację. Na pewno nie zostałabyś sama. Kochamy cie i zawsze znalazłabyś w nas wsparcie.
- Wiem, też was kocham ale tak bałam się reakcji ojca. On zawsze marzył by jego ukochana córeczka wystąpiła na Igrzyskach Olimpijskich. A skoro poroniłam to już nie stało mi na drodze.
- Nie mów tak. Ojciec na pewno by się ucieszył że zostanie dziadkiem. Może trochę za wcześnie, bo miałaś tylko 20 lat, ale na pewno by się ucieszył.
- Tylko proszę cię, nic nie mów tacie… Nie chcę widzieć jego reakcji na to co się stało.
- Dobrze, nic mu nie powiem. Zostanie to tylko między nami – przytuliła mnie ponownie – No a dlaczego teraz wróciłaś? Coś musiało się stać…
- Theo się stał. Zdarzyło się coś co nie powinno się stać. Przy okazji zraniłam kilka mi ważnych osób co namieszało mi w głowie, więc postanowiłam sobie wszystko na spokojnie ułożyć tu, w Polsce. Z dala od Londyńskich problemów.
- A co się stało, że "stał się Theo"? – moja mama jak zwykle dociekliwa
- Stało się coś co na pewno nie powinno się stać… -uśmiechnęłam się kątem
- Przespałaś się z nim, co? – jej mina sugerowała: wiem, że się z nim przespałaś więc nie zaprzeczaj
- No… Niestety tak… Ale to była tylko chwila słabości. Naprawdę, dla mnie to nic nie znaczyło.
- Lenka, dla kobiety to zawsze coś znaczy. Wiem, że ty lubisz się wypierać niektórych faktów, ale znam cię. Przecież jesteś moją córką.
- Masz racje, ale to już przeszłość. Teraz jestem tu a on jest tam, w Londynie. Mam nadzieję, że ułoży sobie na nowo życie.
- Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście – spojrzała na mnie kątem oka
- Tak, zabezpieczyliśmy się… - zaczerwieniłam się na twarzy – Jestem już trochę zmęczona, chyba się położę.
- Dobrze skarbie… Spij słodko… - ucałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju

Kocham moją mamę. Ona jest taka wyrozumiała i zawsze wie jak mi pomóc. Lepszej matki chyba sobie wymarzyć nie mogłam. Przez kolejny miesiąc wiodłam sobie spokojne życie w Polsce. W końcu Wojtek pogodził się z myślą, że wyjechałam i nasze rozmowy przez skype w końcu zaczęły normalnie wyglądać. Zaczęłam też gadać z Theo. Wiem, że to dziwne ale to już jest jakiś postęp z mojej i jego strony. A z Łukaszem to cuda niewidy odprawialiśmy kiedy gadaliśmy przez skype. Czasami Ania musiała nas uspokajać.  No, ale w końcu coś musiało zaburzyć mi ten spokój. Był to mój ukochany ojciec, który przy jednym z niedzielnych obiadów, ogłosił mi swoje plany.

- Zapisałem cie na krajowe mistrzostwa w gimnastyce – powiedział a zaraz po tym upił trochę soku
- Słucham?! – aż widelec wypadł mi z ręki – Że co zrobiłeś?
- No to zacznie się wojna… - skwitowała mama kręcąc głową
- Jak mogłeś to zrobić bez uprzedniego spytania się mnie!? Nie zgadzam się!
- Nie masz wyboru, już to zrobiłem – powiedział spokojnie, po czym ukroił kawałek schabowego
- Zawsze mogę się wypisać! – nastała chwila ciszy i ojciec spojrzała na mnie groźnie – Tak, zawsze mogę się sama wypisać.
- Lena, co ci szkodzi, co? Przecież jesteś mistrzynią olimpijską, więc nie widzę problemu… - powiedział ze spokojem
- Ja widzę, bo nie ćwiczyłam od ponad 5 miesięcy. Zresztą zakończyłam karierę. IO to był mój ostatni występ. A z drugiej strony po co mam komuś blokować miejsce. Pewnie wygram – tak wiem skromna jestem – a może ktoś inny bardziej zasługuje na wygranie.
- Lena… - zaczął ojciec
- Nie tato! Mogę przyjść na trening i trochę pouczyć młodą kadrę, ale na pewno już nie wrócę do gimnastyki, to jest już zamknięty rozdział dla mnie. – wstałam od stołu – Jutro mnie wypiszesz lub sama to zrobię. Wybieraj! – spojrzałam groźnie na ojca
- Dobrze, wypiszę cię. Ale liczę na to, że będziesz przychodzić na treningi. Twoja obecność doda
edzyariumna świecie mamę, któ®innym trochę wiary w siebie.
- Dobrze… - powiedziała już ze spokojem – Jutro zgłoszę się do lekarza na badania i zacznę przychodzić na treningi i tak nudzi mi się w domu…

Ojciec uśmiechnął się a ja wyszłam z kuchni. Jak on mógł to zrobić. Przecież dobrze wie, że już ten etap jest za mną. No nic… Następnego dnia z samego rana wstałam i udałam się do lekarza na badania wstępne. Ćwiczenia wysiłkowe i sprawnościowe poszły całkiem dobrze jak na osobę, która miała tyle miesięcy wolnego. Jeszcze czekałam tylko na wyniki badań krwi, które będą jutro rano. Nie wiem w sumie po co one są robione, ale jak tego wymagają to co ja mogę poradzić. Zaraz jak tylko wszyłam od lekarza to udałam się do swoje starej szkółki gimnastycznej. Opuściłam ją na rzecz angielskiej szkoły gimnastycznej w wieku 15 lat, ale mam do niej straszny sentyment, bo to tu wszystko się zaczęło. To właśnie ona otworzyła mi karierę na skalę międzynarodową.

Weszłam na salę i nastało wielkie poruszenie. Wszystkie dzieciaki jak tylko mnie ujrzały, zbiegły się do mnie. Miło jest wiedzieć, że jest się dla kogoś wzorem do naśladowania. W końcu kiedy ich ekscytacja opadła, mogłam wykonać swój pierwszy od 5 miesięcy występ. Zaczęłam od równoważni i byłam pod wrażeniem tego, że bo takiej przerwie wykonałam układ bezbłędnie. Co prawda zakręciło mi się lekko w głowie, ale uczucie tego, że mi się udało zdominowało wszystko. Następnie przeniosłam się na poręcze asymetryczne. Wskoczyłam na pierwszą poręcz i obróciłam się kilka razy aż zawróciło mi się w głowie. Z trudem przeskoczyłam na drugą poręcz. Ale i tu zaczęło mi być nie dobrze, więc szybko skoczyłam na trzecią i zakończyłam układ. Całość wszyscy skwitowali gromkimi brawami ale po kilku sekundach uciekłam do łazienki bo najzwyczajniej w świecie zerwało mnie na wymioty. Zaraz za mną pobiegł mój zmartwiony ojciec.

- Lena! Co się dzieje? – zobaczył mnie siedząc przy sedesie
- Wiedziałam, że tak to się skończy. Miałam za dużo przerwę i zrobiło mi się nie dobrze. No i ostatnio mam rozstrojony żołądek. Chyba się przytrułam czymś jak byliśmy na grillu u dziadków.
- Podać ci wody? – spytał zmartwiony
- Nie, już mi lepiej. – wstałam i podeszłam do ojca – Za kilka dni się już to unormuje… - weszliśmy ponownie na salę.

Usiadłam sobie na ławeczce i dalej obserwowałam jak młoda karda sobie ćwiczy. Fajnie jest patrzeć jak te dzieciaki robią to co lubią. Ale też przyuważyłam grupkę dziewczyn, które nie bardzo współgrały z innymi. Pewnie to tak zwane ‘divy’, ale postaram się oto by kolejne treningi były dla nich horrorem i zaczną się inaczej nosić. W końcu gimnastyka to sporty drużynowy i może są konkurencje solowe ale przede wszystkim to sport drużynowy. No cóż… Gdyby takie osoby nie istniały to zapewne byłoby nudno.

Następnego dnia około południa poszłam odebrać wyniki badań krwi, bo musiałam je okazać trenerowi, czyli mojemu ojcu. Weszłam do gabinetu i oczekiwałam przyjścia lekarza. Długo nie czekałam bo po kilku minutach do pokoju wszedł lekarz.

- I jak moje wyniki? Mam nadzieję, że bez problemu mogę wrócić?
- Niestety nie mogę udzielić ci pozwolenia. – powiedział z uśmiechem na ustach
- Co? – zdziwiłam się – Dlaczego? Przecież nie jestem chora. Gdybym była to na pewno bym się dowiedziała bo w grudniu miałam badaną krew.
- Grudzień był 2 miesiące temu… Podejrzewam że sporo się zmieniło w twoim życiu – ponownie się uśmiechnął
- Nie rozumiem… - zbił mnie totalnie z tropu – Powiedz mi w końcu? Zaczynam się denerwować.
- Nie masz się czym denerwować. – chwilę później – Przy takich badaniach jest wymagana próba ciążowa, więc zrobiliśmy ją, no i wyszła pozytywnie…
- Słucham? Ale jak?? – wbiło mnie w ziemię to co przed chwilą usłyszałam
- No wiesz… Kobieta + mężczyzna… - zaśmiał się
- No co ty nie powiesz! – prawie krzyknęłam
- Uspokój się. – powiedział spokojnie – Nie planowałaś tego, co? – pokiwałam twierdząco głową – Chcesz dowiedzieć się który to tydzień?
- Tak… - wyszeptałam lekko przerażona

Po chwili lekarz wwiózł do gabinetu ultrasonograf. Kazał położyć mi się na kozetce i podciągnąć bluzkę do góry. Po chwili poczułam zimno na brzuchu. Leżałam i gapiłam się w sufit. Po kolejnych kilku sekundach poczułam jak przykłada mi coś do brzucha, mojego jeszcze płaskiego brzucha.

- Spójrz powiedział… - momentalnie obróciłam głowę w kierunku monitora – To jest właśnie jest twoje maleństwo – pokazał na owalny kształt na monitorze a mi w oku zakręciła się łza – I to jest 6 tydzień. Gratuluje przyszłej mamie i przyszłemu tacie.
- Nie będzie mieć taty to maleństwo – popłakałam się
- Przykro mi – nastała chwila ciszy – Zrobię ci zdjęcie na pamiątkę…

Pokiwałam tylko twierdząco głową i mogłam się podnieść. Wytarłam brzuch i naciągnęłam bluzkę. Po kilku minutach lekarz wręczył mi zdjęcie i mogłam wyjść z gabinetu. Z jednej strony się cieszyłam a z drugiej nie. Wróciłam do domu i bez słowa weszłam do swojego pokoju. Może by to zwróciło kogoś uwagę, ale nikogo akurat w domu nie było. Weszłam do pokoju i rzucałam się na łóżko. Położyłam dłoń na brzuchu i delikatnie zaczęłam go gładzić, uśmiechając się przy tym sama do siebie. Byłam w 100% pewna, że to dziecko Theo bo tylko z nim w ostatnim czasie uprawiałam seks. Ale byłam też w 100% pewna, ze nigdy nie zobaczy tego dziecka. Wychowam je sama.


____________
Ogłoszenia Parafialne:

Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem wiele to dla mnie znaczy.

Dziś rozdział najdłuższy ze wszystkich. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam ale musiałam wiele rzeczy napisać. No a jak pisać to już pisać na całego.

Mam nadzieję, że podobała się wam playlista. Nie bez powodu wybrałam takie a nie inne piosenki :) Liczę że się podobały. 

W przygotowaniu mam dla was kolejne opowiadanie: 13 Reasons Why I Love you Prolog pojawi się już niedługo (może nawet jutro po meczu, kto to wie)

Kolejny BILY?? Jak napiszę to dodam. 

Przepraszam za błędy i literówki. Możecie mi je śmiało wygarnąć. Jestem chora, mam zapalenie płuc i ledwie kontaktuje, bo mam gorączkę i boli mnie głowa, do tego mam przytkane uszy.

To byłoby chyba na tyle... Tak więc komentujcie, polecajcie, czytajcie. Każdy komentarz bardzo mnie uszczęśliwia.

xoxo N